Higiena w górach – czysto i świeżo na szlaku

Opowiadając o wędrówce 2300 km przez irański Zagros, 800-km grań Pirenejów, trawers Islandii czy Karpat, regularnie otrzymywałem od słuchaczy i czytelników pytanie: a jak higieną? Jak myjesz się na pustyni, gdy  w promieniu wielu kilometrów nie ma wody? Jak myć się na szlaku, gdy tygodniami śpisz pod namiotem lub płachtą? Lub gdy wędrujesz zimą?

Takie pytania skłoniły mnie do refleksji, że bardzo oddaliliśmy się od naszej pierwotnej natury. Przez tysiące lat ludzie myli się w rzekach i strumieniach, dziś jakby obawiali się z nich korzystać.

Pierwsza zasada brzmi: wędrowanie wymaga kompromisu i rezygnacji z pewnych udogodnień. Na przykład codziennej kąpieli. Idąc w góry świadomie wyłączam telefon, zostawiam w domu komputer, rezygnuję z komfortu miękkiego łóżka. Nie inaczej jest z higieną w górach – jest ona kolejnym kompromisem. Nowicjusze na szlaku bywają czasami przerażeni: „jak to, bez mycia?”. Można jednak czuć się dobrze bez codziennego prysznica. Z drugiej strony po długim dniu marszu w upale, gdy spływasz potem, prysznic, nawet zimny, staje się pierwszą potrzebą. Człowiek czysty lepiej śpi i budzi się bardziej wypoczęty, niż brudny, wychodzący rano z przepoconego śpiwora. Uniwersalną odpowiedzią jest: myj się, kiedy możesz lub musisz.

Jak myć się na szlaku?

Im goręcej, tym łatwiej.

Jeśli panuje upał, wystarczy, że znajdziesz jakiś ustronny strumień, rzekę lub jezioro. Nie musi być bardzo oddalone od cywilizacji, byle nie było na widoku. Rozbierz się i wskocz do wody – po prostu. Zimna kąpiel daje zastrzyk endorfin i pobudza do działania, zmywa pot i kurz ze skóry. Miejsce do kąpieli wybierz tam, gdzie nikt nie czerpie wody do picia. I najważniejsze: nie używaj żadnego mydła! Dlaczego? Ponieważ nawet to biodegradowalne zanieczyszcza wodę i usuwa tzw. napięcie powierzchniowe, dzięki któremu utrzymuje się na powierzchni wiele owadów. W wodzie z mydlinami te drobne zwierzęta toną. Po takiej kąpieli wyjdź z wody, wytrzyj się i ubierz. Możesz od razu zrobić szybkie pranie bez mydła (patrz niżej). Trwa to zaledwie chwilę i jest miłym przerywnikiem w całodziennym marszu.

Zwróć też uwagę, by nie pływać w wodzie, jeśli smarowałeś/as się wcześniej kremem do opalania lub środkiem na komary. Tłuszcz z kosmetyków lub środek odstraszający komary spowodują skażenie wody. Zwłaszcza w stawach, gdzie stoi ona nieruchomo przez długi czas. W tej sytuacji umyj się mydłem, ale w odpowiednim oddaleniu od wody.

Jeśli chcesz użyć mydła, nabierz wody do menażki lub bukłaka (mój 10-litrowy MSR Dromedary Bag sprawdza się świetnie) i odejdź od strumienia/jeziora na 50 metrów. Używając przyjaznego środowisku mydła namydl się i spłucz. Brudna woda powinna wsiąkać w glebę, nie spływać do źródła, dlatego wylewaj ją w zagłębieniu terenu. To samo rób z pastą do zębów, która wypluwasz. Zamiast gąbki możesz użyć małej ściereczki, chusty lub innego kawałka garderoby (skarpetka działa nieźle).

W terenie odwiedzanym przez niedźwiedzie miejsce do mycia wybierz z dala od obozowiska – zapach mydła lub pasty może przyciągnąć niechcianych gości. Więcej o unikaniu niedźwiedzi przeczytasz w artykule o filozofii „Leave no trace” na szlaku.

Gdy jest zimno i nie sposób zanurzyć się w wodzie lub spłukać nią, użyj patentu, który sam często stosuję: mycia się „kawałkami”. Ściągam wówczas koszulę i używając gąbki lub chustki myję po kolei ręce, tułów, plecy, szyję. Szczękając zębami ubieram się i powtarzam operację z dolną połową ciała. Na koniec ubieram się i kończę higienę myjąc szybko głowę. Regularnego mycia wymagają newralgiczne miejsca, w których najczęściej dochodzi do otarć i odparzeń: pachwiny, stopy, pośladki.

Metodą ostateczną, która stosuję wyłącznie zimą, są nawilżone chusteczki. Mają one jednak dwie  wady: na mrozie zamarzają, a ich opakowanie nabiera konsystencji cegły i są produkowane z wiskozy, czasem z użyciem nieprzyjaznych chemikaliów. Używam ich bardzo rzadko i raczej w ostateczności.

A w skrajnych sytuacjach, gdy warunki nie sprzyjają, po prostu odkładam mycie na później. Podczas zimowego przejścia Karpat Słowackich prysznic brałem wyłącznie w schroniskach. Pierwsze napotkałem po prawie dwóch tygodniach od startu, kolejne trafiały się raz na tydzień. W takich własnie odstępach mogłem więc zmyć z siebie zmęczenie ostatnimi dniami i przeprać bieliznę, którą potem rozwieszałem na grzejnikach w schroniskowym pokoju. Podczas zimowej wędrówki takie odstępy między kąpielami nie były kłopotem.

Moim rekordem pozostaje jednak 5 tygodni bez prysznica, gdy pogoda na trasie była na tyle zimna, że ukończyłem szlak czując się całkiem świeżo. Na koniec złapałem nawet 2 kierowców, którzy zabrali mnie „na stopa” do Polski, co oznacza, że tych 5 tygodni nie zamieniło mnie w górskiego żula. Nie polecam Ci jednak umyślnego niedbalstwa i „zapuszczania się” w kwestii higieny. Jeśli czujesz, że potrzebujesz przerwy na zmycie z siebie kurzu ostatnich tygodni – zrób to. Jeśli Twoje ubrania zaczynają być brudne i śmierdzące – wypierz je. Pamiętaj, że brud skraca ich żywotność. Jeśli stając pośrodku ścieżki pociągasz nosem i czujesz swój własny smród – pora to zmienić. Historia zna przypadek turystów, długodystansowców z amerykańskiego Szlaku Appalachów, których wyproszono z samolotu z powodu smrodu, jaki wydzielali. Jeśli nie możesz zadbać o całe ciało, zwróć uwagę na miejsca strategiczne. Pot wydzielany przez nas na większości powierzchni ciała jest bezwonny. Natomiast gruczoły znajdują się głównie w naszych pachach, na klatce piersiowej i w kroczu wydzielają kombinację potu i tłuszczu, która rozkładają bakterie znajdujące się na naszej skórze. To ich działanie powoduje to powstawanie nieprzyjemnego zapachu.

Mycie rąk

Zatrucia pokarmowe to często nie skutek bakterii w pożywieniu, ale na naszych rękach. Możesz filtrować swoją wodę i gotować jedzenie, ale zachorować od bakterii obecnych na skórze. Stąd rada: myj dłonie za każdym razem, gdy wracasz z toalety i przed przygotowaniem posiłku. Niektórzy używają do tego specjalnego żelu z zawartością alkoholu. Osobiście wybieram po prostu mydło i wodę (znowu: w oddaleniu od strumieni i jezior!), choć żel antybakteryjny jest świetny w razie ich braku, np. w wysokich górach, na pustyni lub w środkach transportu, gdy zjeść coś trzeba, a wody jak na złość brak. Zawarty w nim alkohol nie usunie całego brudu, ale przynajmniej szybko zabije zarazki.

Dezodorant

Wbrew pozorom to jedna z rzeczy, które zdecydowanie zostawiam w domu. Nie chodzi tylko o zbędny ciężar i miejsce w plecaku. Zapach Twojego antyperspirantu nie tylko usuwa zapach potu, przywabia także owady i większe zwierzęta, łącznie z niedźwiedziami, reagującymi na jego woń. Jak więc przeżyć bez niego? Po prostu przywyknąć. Zapewniam Cie, że utrzymując względny poziom czystości po kilku dniach przyzwyczaisz się do swojego naturalnego zapachu. Nie będzie on przykry, jeśli regularnie umyjesz się wodą.

Zmiana i pranie ubrań

Higiena w górach to nie tylko mycie się, ale i pranie. Zmiana ubrań wierzchnich pozwala czuć się świeżo i sprawia, że Twój śpiwór nie pochłania w nocy przykrych zapachów. Bardzo pilnuję, by bez względu na pogodę, zawsze mieć czyste skarpety do snu. Dzięki nim, nawet gdy nie mogę się umyć, dolna część śpiwora nie „łapie” trwałego zapachu pochodzącego od stóp. Szczególnie puchowe śpiwory łatwo wchłaniają woń brudnego ciała oraz zbierają tłuszcz i brud ze skóry. Ich wypranie jest wtedy kłopotliwe, choć możliwe po powrocie do domu.

Na szlaku staram się mieć stale świeże skarpety. Wełniane są bardziej odporne na zapachy, miną 2-3 dni, zanim wymagać będą zmiany. Cienkie, poliestrowe, często po jednym dniu potrzebują prania. Myję je wtedy w strumieniu bez użycia mydła. Co 3-4 dni to samo robię z koszulką, a co 1-2 tygodnie ze spodniami. Często wykorzystuję do tego dłuższą przerwę w połowie dnia. Gdy jest naprawdę gorąco, zabieram w góry tylko jedną koszulkę i w upalny dzień piorę ją, wyżymam i zakładam na siebie, by chłodziła mnie w marszu. Uprane majtki lub skarpety wieszam na plecaku, upewniając się, że nie spadną.

Czy rzeczy prane w samej wodzie będą czyste? Na pewno nie w pełni. Na szlaku nie zależy mi jednak by mieć ciuchy perfekcyjnie czyste, ale wystarczająco czyste. Dogłębne pranie, za pomocą mydła, zostawiam sobie na zejście do schroniska lub na dłuższy biwak w dolinie. I znowu: używając mydła, robię to z dala od źródeł wody.

Pranie na mrozie

Zimą, gdy nie ma możliwości wysuszenia bielizny, piorę ją tylko w schroniskach. Idąc przez wiele dni i śpiąc w namiotach, używam za to kilku zestawów na zmianę. Dotyczy to zwłaszcza skarpet, które po 1-2 dniach gromadzą w sobie sporo wilgoci. Gdy tak się stanie, zakładam nowe, a stare suszę.

Jak wygląda suszenie zimą? Powieszone w namiocie skarpety zamarzną. Zamiast tego wkładam je do wnętrza śpiwora, zazwyczaj między nogi lub do kieszeni, gdzie parują. Para wodna, wraz z wilgocią mojego ciała, usuwana jest w sposób naturalny przez śpiwór. Gdy są mokre, używam patentu z litrową butelką: litrowy bidon Nalgene (32 Ounce Ultralite Wide Mouth) wypełniam gorącą herbatą i naciągam na niego parę skarpet. Całość trzymam w śpiworze niczym termofor. Rano zawartość butelki jest ciepła, a skarpety suche.

Nie mam natomiast potrzeby częstego prania koszulki czy leginsów. Na mrozie nie pocę się tak mocno, a bielizna z wełny merino nie śmierdzi nawet po wielu dniach noszenia. Zimą mogę przejść w niej 2-3 tygodnie bez potrzeby prania.

Mydła biodegradowalne

Ważna uwaga: fakt, że zabierasz w teren mydło biodegradowalne nie oznacza, że możesz używać go w strumieniu lub jeziorze. Także rozkładające się mydło może skazić wodę. Biodegradacja zachodzi w dłuższym czasie i wymaga obecności bakterii, te zaś obecne są w glebie, nie w wodzie. Wniosek? Myjąc się KAŻDYM specyfikiem rób to kilkadziesiąt metrów od źródła wody.

higiena w górach wildernes wash

Jakich kosmetyków używam?

Kiedy myjesz ręce mydłem, piana nie może spływać do jeziora lub strumienia. O wpływie na drobne zwierzęta wspomniałem wyżej, ale to nie wszystko. Niektóre kosmetyki i detergenty zawierają fosforany, powodujące „zakwit” wody. W innych znaleźć można np. triklosan, rozkładający się w wodzie do substancji toksycznych, czy parabeny. Unikaj popularnych mydeł w płynie i posiadających etykietę „antybakteryjne”.

Co więc wybrać? Na szlaku używam kosmetyków przyjaźniejszych dla środowiska.

W sklepach turystycznych bez problemu znajdziesz kosmetyki „outdoorowe”. Popularnym jest uniwersalny płyn do mycia „Wilderness Wash” firmy Sea to Summit (na zdjęciu powyżej). Służy do mycia ciała, do prania i zmywania naczyń. Dostępny w butelkach o pojemności ok. 100 ml, które lubię za solidność i możliwość ponownego napełnienia. Nie zawiera fosforanów, dodatków zapachowych i ulega rozkładowi w środowisku. Używałem go niekiedy, częściej jednak do prania. Do mycia wystarczyła po prostu woda.

Przed kilkoma laty zacząłem też używać ciekawego wynalazku, jakim jest mydło na bazie węgla drzewnego „Zew for Men”. Rzecz ciekawa – produkt polski, wyrabiany z zastosowaniem węgla drzewnego z Bieszczadów. Jego twórcy odwołują się zresztą do górsko-bieszczadzkiej tematyki i od niej zaczął się zresztą nasz kontakt. Rozmowa o współpracy przy zdjęciach i filmach zakończyła się propozycją sprawdzenia tego wynalazku w terenie. Produkt naturalny i to na tyle, że wymaga ochrony przed światłem słonecznym. Etykieta mówi „for men” – dla mężczyzn, ale w warunkach polowych panie także mogą skorzystać.

higiena w górach zew for men

Mydło zużywa się wolno i bardzo dobrze działa. W dodatku dzięki aplikatorowi nie kruszy się i nie lata po kosmetyczce. Podczas mycia wytwarza ciemną pianę, co może początkowo dziwić, ale sam produkt działa bez zastrzeżeń. Jeden z moich znajomych chwalił je jako wygodny sposób na higienę na wysokości, po tym jak zabrał je na południowoamerykańską Aconcaguę. Ulega naturalnej biodegradacji.

Do mycia zębów zabieram niewielką (50 ml) tubkę tradycyjnej pasty do zębów lub używam koncentratu Ajona, bardzo wydajnego i nie zawierającego fluoru.

higiena w górach koncentrat ajona

Kobieca higiena w górach

Na ten temat powinna pewnie pisać kobieta. Na szczęście większość moich towarzyszek na szlaku nie miała problemu z rozmową na temat higieny intymnej , korzystam więc z ich doświadczeń.

Zachowanie właściwej higieny, zwłaszcza podczas miesiączki, jest kluczowe. W czasie okresu myj się codziennie, pamiętaj tez o myciu dłoni, zanim zbliżysz je do okolic intymnych. Woda i naturalne mydło będą niezbędne, a gdy ich brakuje przydatne będą chusteczki do higieny intymnej.

Problemem są zawsze podpaski lub tampony. Tu wiele zależy od Twoich preferencji. Te pierwsze uważane są niekiedy za wygodniejsze, choć używając ich masz większą szansę na obtarcia i infekcje. Te drugie zajmują mniej miejsca, ich stosowanie wymaga jednak bezwzględnie czystych dłoni.

Patentem godnym polecenia są kubeczki menstruacyjne. To pojemniki wielkości i kształtu małego kieliszka z silikonu medycznego, gromadzące krew menstruacyjną. Są patentem czystym, bezzapachowym i starczą na lata. Testowane w tropikach, na Syberii, w Iraku i Himalajach. Dzięki nim unikasz produkowania kłopotliwych śmieci i noszenia ich w plecaku. Więcej o kubeczkach przeczytasz w artykule Oli na naszym azjatyckim blogu.

higiena w górach kubeczek menstruacyjny
Kubeczek menstruacyjny (foto CC: Wikipedia)

Jeśli używasz tamponów lub podpasek, nie próbuj pozbywać się ich, spalając w ogniu. Badania pokazują, że nie da się tego zrobić całkowicie. Zamiast tego spakuj je szczelnie i zabierz do cywilizacji.

Mój zestaw „higieniczny” na szlak

W podróż między miastami mogę zabrać cokolwiek, łącznie z maszynką do strzyżenia włosów. W górach stosuję zasadę minimum i to niezależnie od długości szlaku. Moja kosmetyczka to wąska, nylonowa torebka po namiotowych szpilkach, zaciągana sznurkiem. Waży dokładnie 7 gramów i nie kosztowała nic. Do środka pakuję tylko kilka drobiazgów: szczotkę do zębów, koncentrat pasty do zębów (na zdjęciu w okrągłym pudełku), mydło, maszynkę do golenia, obcinacz do paznokci. Niekiedy wezmę także nić dentystyczną (dodatkowych 15 g) i pęsetę do wyciągania kleszczy (5 g). Taki zestaw wystarczy mi nawet na wielomiesięczną podróż. Całość waży 100-200 gramów.

higiena w górach kosmetyczka

Czego nie zabieram? Ręcznika – jest zbędny. Do wycierania się używam koszulki lub buffa, które mam zamiar wyprać. Gąbki – jak wyżej. Szamponu – mało przyjazny dla środowiska. Używam tylko mydła. Pomaga w tym fakt, że „nic mi tak w życiu nie wyszło, jak włosy”, więc mycie i rozczesywanie ich należy u mnie do zamierzchłej przeszłości. Lusterka – do golenia wystarczy odbicie w wodzie lub łazienka w schronisku. Przenośnej umywalki lub wiaderka na wodę – niemal równie praktyczny będzie zwykły dołek w ziemi, wyłożony kawałkiem folii.

Na koniec

Mam nadzieję, że ten artykuł zawiera wszystkie niezbędne informacje. W razie potrzeby będę wdzięczny za pytania oraz Twoje własne sposoby na higienę w górach i w drodze.

Zobacz również

44 odpowiedzi

  1. Super. Takiego zbioru informacji potrzebowałem. Teraz widzę, że moje „mini” to było „maxi na pełnym wypasie” 🙂

  2. Brawo! Jeden z najlepszych tekstó o tej tematyce jaki czytałem. Takie podejście jest u nas jeszcze ciągle bardzo hardcore’owe.

  3. Bardzo ciekawy wpis, czekałam, aż weźmiesz się za ten temat. Dobrze, że kilka razy kładłeś nacisk, aby mydlana piana nie spływała do jeziora lub strumienia – mnie wryło się w pamięć. 🙂 Twoja kosmetyczna jest rzeczywiście minimalistyczna (bo w sumie czego chcieć więcej na bezdrożach), choć wątpię by przeszła u większości kobiet. Ja na pewno bym musiała dodać coś do włosów, faktor na skórę, wazelinkę na usta i nie wiem czy umiałabym żyć bez kremu. 😉
    No i dowiedziałam się o istnieniu tego całego kubeczka menstruacyjnego. Kto wie, może kiedyś się przyda… 😉
    Pozdrawiam, Magda

    1. No tak, ten zestaw jest raczej męski. Kobiecie może w nim brakować kilku drobiazgów. Kremu przeciwsłonecznego z premedytacją nie umieściłem, używam go mało i tylko w wysokich górach, staram się chronić przed słońcem ubraniami, nie kremem. Wazelina – tylko na mróz lub duże wysokości. Grzebień kobiecie też się przyda, ja, z powodów mógłbym wziąć do czupryny co najwyżej pastę do polerowania.

    2. Uzywam kubeczka nie tylko na wyjazdach, ale na co dzien : ) szczerze polecam, fajnie minimalizowac produkowane smieci nie tylko w podrózy ale i w codziennym zyciu : )

  4. Łał, niezbędnik faktycznie niezbędny 🙂 Ja nie mam w zestawie maszynki do golenia na szczęście, więc zamieniłam ją na antyperspirant – tego nie potrafię przeskoczyć. Do swojego niezbędnika dodaję też malutką flaszeczkę spirytusu do dezynfekcji (tak na 2 razy), kilka plastrów oraz małą lupę i kleszczołapki (już kilkakrotnie sprawdziły się w terenie, wg mnie są bezpieczniejsze od pęsety – i lżejsze 😉 ). Może to niekoniecznie pod higienę podchodzi, ale pod kosmetyczkę jak najbardziej.

    1. U mnie wszystko to podchodzi pod apteczkę, ale jak najbardziej – niosę i takie drobiazgi. Być może wynika to z faktu, że idę samemu, dezodorant na „świeżym powietrzu” okazuje się niepotrzebny. I to nawet gdy chodzę po górach z kimś.

  5. Świetny artykuł!
    Trudno o taki zasób cennych informacji zebranych w jednym wpisie. Brawo! A temat jest bardzo ważny. Niektórzy mówią że bez kąpieli można się obejść, ba niektórzy mówią nawet ze mycie na szlaku jest dla frajerów (!), jednak dreptając te kilka lat tu i tam wiemy, że to nieprawda. Szczególnie latem trzeba się myć. I prawda, mydło jest zbędne – wystarczy strumyk lub małe jeziorko, kilka minut i problem z głowy. Zimą dotychczas nie przyszło się nam myć na świeżym powietrzu, niemniej „potrzeba mycia” przy temperaturze poniżej zera odzywa się niezbyt często..
    Pozdrawiamy!

  6. Na środek do mycia dobrze nadaje się buteleczka po wodzie utlenionej. Jest szczelna i łatwa do napełnienia. Dziubek służący do dozowania jej na ogół da się zdemontować i to ułatwia wlewanie środka typu mydło. patent jest dużo lepszy niż dedykowane buteleczki z drogerii.

    1. Pomysł dobry. Ja mam 2 butelki po „Wilderness Wash”. Są grubsze i płaskie, więc trochę łatwiejsze do spakowania. Na długą trasę przez Iran wlałem do jednej krem przeciwsłoneczny.

  7. Bardzo ciekawy wpis na wydawałoby się banalny temat, ale jak ktoś podróżuje to wie że nie zawsze może liczyć na schronisko i prysznic a przecież trzeba sobie jakoś radzić.

  8. Podzielę się z Wami dwoma patentami na zrobienie prania. Pierwszy doskonale sprawdza się w górskich strumykach. Wystarczy położyć koszulkę, majtki czy skarpetki na noc na ich dnie, a woda zrobi swoje. Ubrania mogą się w ten sposób lekko zabrudzić, ale będą świeże i pachnące.
    Drugą opcję stosuję, kiedy nie mam dostępu do małych strumyków. Niestety wymaga rekwizytu w postaci 10-litrowego wodoszczelnego worka. Doskonale sprawdzają się te kajakowe: http://www.outdoorzy.pl/9747-31347/deuter-worek-wodoszczelny-light-drypack.jpg
    Wlewam do niego trochę wody, dodaję kilka płatków szarego mydła startego na tarce, wrzucam pranie i telepię nim kilka minut. Wymieniam wodę i powtarzam czynność. Żeby wypłukać mydło wymieniam wodę na czystą i znowu potrząsam. Dobrze jest prać oddzielnie koszulkę a oddzielnie majciochy i skarpetki.

  9. A co sądzisz o zwykłym szarym mydle w kostce? Jest tanie i ma prosty skład, bez niepotrzebnych dodatków. Do produktów opisanych w artykule zniechęca mnie sodium laureth/lauryl sulfate (czyli nieszczęsne SLS/SLES – lepiej ich unikać) w nich zawarty – zarówno w zwykłym mydle biodegradowalnym jak i w tym z dodatkiem węgla (jest też w koncentracie do zębów Ajona).

    1. Jak najbardziej, o ile czyjaś skóra dobrze na nie reaguje. Nie wszyscy lubią szare mydło za uczucie swędzenia i suchej skóry, ale dla górskiego twardziela to pewnie drobiazg 🙂

  10. Mydło „biały jeleń” w płynie, w małej buteleczce, robi dobrą robotę, jest wydajne.
    Malutki dezodorant wożę ze sobą, nie dla siebie a dla komfortu ew. współpasażerów – nie zawsze jest szansa wsiąść do autobusu czy pociągu prosto po prysznicu.
    Lusterko noszę do wyciągania much i paprochów z oka.

    1. Lusterko przydaje mi się również jako „lusterko wsteczne”, gdy idę z plecakiem po poboczu – obracanie się z „tobołem” co chwilę jest niewygodne, a sytuację na drodze trzeba kontrolować cały czas. Pozdrawiam! 🙂

  11. A co Łukaszu myślisz o przenośnym, turystycznym prysznicu? Lekki worek z wężem i słuchawką / dyszą? Pozdrawiam Jaromir

  12. Małe buteleczki na żele, szampony i mydła można kupić w Ikea za ok. 1zł za sztukę (takie same jak sea to summit) – zakręcane z gwintem.
    Można też kupić z zawartością w Rossmanach (5-6zł).

    Chusteczki nawilżające są zbędne – nie działają oczyszczająco a jedynie rozmazują brud na skórze i pokrywają ją warstwą tłustej powłoki imitującej „efekt czystości”, dodatkowo zatykającej pory skóry – jest o tym na www.
    90% chusteczek nawilżających nie ma działania bakteriobójczego i czyszczącego… jedynie nawilża i to z marnym skutkiem.

    Lepiej wziąć solidną garść wacików, tetrowych pieluch lub ręczników fryzjerskich i buteleczkę spirytusu salicylowego. nic lepiej nie oczyszcza i nie dezynfekuje skóry niż taka „kąpiel”. W dodatku tanie to jest a po kąpieli można użyć tego jako wydajnej podpałki do ogniska.
    Bród który zbiera się na białych wacikach i ręcznikach „wielo-jednorazowych” pokazuje, że to działa.

    Stosowane z powodzeniem na wielotygodniowych wypadach i ekspedycjach.
    Jeden minus – czyszczenie w ten sposób okolic odbytu (ważne na wielodniowych wyprawach MTB) skutecznie rozbudza i grzeje…

    1. @Dziad – Nie wiedziałem o takim działaniu „mokrych chusteczek”. To cenne spostrzeżenie. Może nie jechałbym na spirytusie, nie wiem jak skóra zniosłaby wielotygodniowe mycie alkoholem. Skoro mówisz, że działa – OK, wierzę na słowo. Z tą higieną intymną jest problem. Tu warto pamiętać, że mężczyźni i kobiety mają różne wymagania. Latem woda, nawet ze strumienia, załatwia higienę całego ciała w zupełności. Zimą, gdy brak wody, skusiłbym się chyba na chusteczki nawilżane. A może jest jakiś lepszy patent?

  13. Mała część gąbki zajmuje mniej niż 3x2cm po kompresji, waży ok. 2-3 g. a znacznie przyspiesza i ułatwia mycie. Dla osób z problemami naskórka jest to wygodne urządzenie. Dla mnie na równi z sudocremem i obcinaczem do paznokci.

    Z gąbką można się wykąpać w 0,5l wody.

  14. Witam. Bardzo przydatny i ciekawy wpis. Ja od dłuższego czasu myje się nawet w domu zwykła wodą bez używania jakichkolwiek środków. Prysznic trwa ok. 3 minut, bez potrzeby spłukiwania. Jest to zdrowe i ekonomiczne. Detergenty nie są potrzebne, bo niszczą naturalna florę bakteryjną.
    Blog ten Łukaszu dodaje mi energii i super się go czyta.

    1. Mycie samą wodą bardzo wysusza skórę, a zwłaszcza włosy jeśli ktoś hoduje dłuższe.
      Sprawdzone info od dermatologa.
      Wysuszona skóra = zwiększona produkcja łoju żeby nadrobić braki = u części ludzi problemy z naskórkiem, łuszczyca itp
      Można myć się w samej wodzie raz na jakiś czas ale na co dzień to chyba trochę zbyt inwazyjne. Zwłaszcza, że ph wody w rurach est nieodpowiednie dla naszej skóry.

      Po umyciu się w wodzie warto (mimo, że to nie do końca hetero) natrzeć się jakimś kremem / olejkiem.
      Jak przeschnie a skóra nie jest wypalona słońcem można piaskiem lub jakąś „skrobaczką” typu łyżka ściągnąć nadmiar olejku. Ten zabieg zabija smród, nadmierną potliwość i można myć się rzadziej nawet podczas wysokim temperatur.

  15. Zamiast dezodorantów proponuję stosowanie AŁUNU W SZTYFCIE.
    Do tego celu najlepiej zakupić większy kamień.
    Kryształ ałunu – w 100 % naturalny – reguluje wydzielanie potu, nie blokuje porów skóry.
    Zalecany również na oparzenia słoneczne, podrażnienia, skaleczenia, zacięcia po goleniu czy depilacji, ukąszenia owadów.

    1. Lukaszu, widze, ze nie zabierasz ze soba klapek. Jak chronisz sie przed grzybica podczas prysznica w schroniskach?

  16. Hej, to może ja też się dopiszę, skoro tyle już tu przydatnej wiedzy
    1- szare mydło przydaje mi się też do gojenia głębokich ran (zimą regularnie pęka mi naskórek na czubkach kciuków i w zgięciach wskazujących palców- to upiornie bolesne) robię roztwór mydła w buteleczce, kubeczku, wkładam palec i moczę, podobnie przy wyciąganiu opornych drzazg. Bardzo skuteczny środek. Moim zdaniem nie wysusza skóry.
    2-taki pękający naskórek trzeba też regularnie spiłowywać- do tego najlepszy jest drobny papier ścierny (zajmuje mało miejsca, a pozwala takie pęknięcie- wżer wyleczyć nawet w warunkach polowych. Teraz w Laponii mi się udało. Papier znalazłam w chatce, inaczej bym na to nie wpadła. Też noszę obcinarkę do paznokci.
    3- prysznic może być ciepły (wiem, że to babskie gadanie :)). Wystarczy podgrzać kubek wody i mieć drugi do rozcieńczania. Jeśli się dysponuje litrem wrzątku można się rozebrać do gołego nawet na mrozie i solidnie umyć. Byle szybko. Jak ma się sporo gazu lub rozpala ogień to wcale nie kłopot, a ciepła woda myje skuteczniej niż zimna i jest znacznie przyjemniejsza w dotyku.
    pasta do zębów też zamarza na mrozie… masz na to jakiś pomysł?

    1. Dzięki Kasiu, z tym mydłem przydatna uwaga. Co pasty tak, mam. Wycisnąć przed wyjazdem, na przykład na papier, podzielić na drobne kawałki, wysuszyć i trzymać w woreczku strunowym. Taki kawałek trzyma się chwilę w ustach, po czym myje zęby.

    2. Jeżeli pęka ci skóra, to na noc wypełnij pęknięcie kremem nivea po czym ściągnij oba obrzeża rany (pęknięcia) do siebie i zabezpiecz plastrem, aby się nie rozsuwały. Przez noc rana powinna się zasklepić. Ja to stosuję i u mnie działa.

      I lepiej nie piłuj zrogowaciałych obrzeży pęknięcia, bo możesz uszkodzić ranę i pogorszyć jej stan. Owszem, zrogowacenia lepiej usuwać, bo mogą regularnie „nakłówać” ranę i uniemożliwić jej gojenie (rozstęp skórny to rana jak każda inna i wymaga starannych zabiegów „ratunkowych”). Lepiej odmoczyć naskórek i obciąć zrogowaciałe fragmenty nożyczkami lub obcinaczem do paznokci, gdy naskórek jest po odmoczeniu jeszcze miękki.

      W ogóle pękanie naskórka i tworzenie się rozstępów, czy to na palach, czy innych miejscach, może świadczyć o jakichś problemach zdrowotnych, lub brakach w diecie (niedobór witamin). A może dawniej odmroziłaś sobie skórę? To tez częsty powód problemów z naskórkiem. Skoro przebywasz w zimnych rejonach świata, a masz częsty problem z pękającym naskórkiem, pójdź do dermatologa i opisz mu swój problem. Zdrowa skóra raczej na mrozie bez powodu nie pęka. Lepiej zapobiegać, niż walczyć z objawami.

      PS; wiem, ze wątek stary, ale piszę, bo może komuś się to przyda.

    1. Swego czasu, laataaa temu były do kupienia proszki do mycia zębów – takie z PRL’u (zachowało mi się kilka w domu, kupionych onegdaj przez babcię), teraz ciężko znaleźć jakiś ich substytut w formie niezawierającej wody.

  17. Hej, własnie szukam tego typu informacji przed dłuższa rowerową podróżą. Wiele tu przydatnych informacji – wielkie dzieki dla autora i komentujacych!
    W rewanżu wrzucę coś znalezionego gdzie indziej o czym jeszcze nie było tu mowy.
    Na jednym z blogów o podróżach na lekko znalazlem info o Mydle Kastylijkim Dr. Bronner’s – jest to organiczne i biodegradowalne mydlo (chemikiem nie jestem ale żadnej nipokojącej nazwy w składzie nie widac), w dodatku mocno skoncentrowane (myjesz się cały kilkoma kroplami!). Za granica ponoc hit a u nas prawie nie znane. Wynalazek jeszcze nie sprawdzony osobiscie (choć paczka już w drodze) ale opinie na necie obiecujace.
    Nie chce podawac zadnych linkow, kto chętny to sobie znajdzie. Pzdr

  18. Czytam , myśle , przyznaję w duchu rację… a pod koniec trafiam na fragment „nic mi tak w życiu nie wyszło, jak włosy” i śmieje się w głos ! Super 🙂

  19. Proszek do mycia Zębów – można używać sody oczyszczonej natomiast nie wiem jak z długotrwałym jej stosowaniem czy to bezpieczne. Używałam max 4 dni.

    1. Nie wiem, jak z myciem zębów sodą – nie próbowałam, ale może ona robić również za antyperspirant: niewielką ilość sody zmieszać z wodą i uzyskaną pastą posmarować się pod pachami, można dodać odrobinę oleju roślinnego (np. kokosowego czy nawet oliwy, które prawdopodobnie mamy w zapasach spożywczych)/kremu/balsamu. O ile nie zastosujemy zapachowych kosmetyków będzie to prawie bezwonny i dość skuteczny sposób. Warto wypróbować w warunkach domowych, czy na pewno nie podrażnia i działa 🙂

  20. W sezonie wyciągam kilkanaście kleszczy z siebie i wiele z psów (mimo stosowania najlepszych obroży) przetestowałem wiele sposobów na ich wyciąganie i uważam, że ta pęseta do wyciągania kleszczy (5 g) zamieszczona na zdjęciu jest mało odpowiednia. Niewygodna, łatwo urwać kleszcza pozostawiając głowę w ciele i dużo waży 😉
    Polecam zabierać te mniejsze kleszczołapki z linku poniżej, większe są dobre gdy pies lub kot ma już opitego krwią kleszcza, natomiast na sobie zwykle kleszcza zauważamy gdy jest jeszcze mały i wtedy o wiele lepsze są te mniejsze kleszczołapki. A waga, nie mam tak dokładnej wagi by je zważyć.

    https://www.matopat24.pl/ticktwister-kleszczolapki-haczyki-do-usuwania-kleszczy-2-szt_5235-9603?gclid=CjwKCAjw2Jb7BRBHEiwAXTR4jclzh5JbSWK-LhFpX7fBD5eYiBRZU3D8xp6hl6x2NPGy7ZbnXI-xrhoC9QwQAvD_BwE#/ilosc_sztuk-2_szt?utm_content=NN-HPO-X2H2-001

    Ciekaw jestem Waszych opinii na temat wspomnianego wyżej mydła Kastylijkiego Dr. Bronner’s. Ja używam go na co dzień oraz na wszelkich wyjazdach. Myje nim włosy, ciało, piorę pranie i myję naczynia. Czytałem, że niektórzy nawet zęby tym myją natomiast ja przywykłem do Ajony. Z mojej strony polecam te mydło, jest bardzo wydajne i zabieram jeden produkt do wielu zadań.

  21. Bardzo lubię Pana wpisy… Korzystam z nich często przygotowując się do pierwszej, większej, samotnej podróży (za niespełna rok co prawda, ale jest wiele wiedzy do zdobycia i sprzętu do kupienia). Warto zaktualizować informacje odnośnie higieny i polecić listki myjące. Do mycia się, prania rzeczy etc. Zajmują bardzo mało miejsca. A patent z wysuszoną pastą do zębów, skruszoną – złoto.
    Będę sobie zwiedzać tego bloga jeszcze przez najbliższy czas. Dziękuję i powodzenia na wyprawach!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *