12 milionów kroków

Siedzę już w moim domu i trudno uwierzyć, że ten weekend się skończył, choć mała, wygrawerowana tabliczka będzie wspomnieniem tych chwil. Wyróżnienie w kategorii „Wyczyn Roku”. Dziwnie to brzmi biorąc pod uwagę, że gośćmi gdyńskich „Kolosów” bywają ludzie penetrujący najdalsze zakątki planety i poznający miejsca, do których mało kto wcześniej docierał. Jak można porównać długie podróże w odległe regiony Ziemi, do zwykłego wędrowania piechotą po Europie?

Pierwszą rzeczą jaką zapamiętam ze spotkań w Gdyni jest trema. Świadomość, że stoisz na oczach 4000 osób nie pomaga, gdy prawie 11 miesięcy życia trzeba streścić w 30 minut. Przez pewien czas zastanawiałem się jak opowiedzieć o wielkiej wędrówce przez Europę, o trzech  podróżach, które stały się jedną. Nie ma mowy o opisaniu każdego dnia, każdego ważniejszego wydarzenia, każdego człowieka spotkanego na drodze. Co więc wybrać, gdy ma się do dyspozycji tak niewiele czasu?

Uznałem, że nie warto zdawać jeszcze jednej relacji z podróży. Zamiast tego postanowiłem odpowiedzieć sobie i innym na pytanie: co ta podróż przyniosła? I myśląc nad odpowiedzią na to pytanie zrozumiałem, że była to w równej mierze podróż by poznać Stary Kontynent, jak i wędrówka w głąb siebie. Konfrontacja z pogodą w Niemczech i Francji i walka na wiatrołomach Wołowskich Wierchów uczyły mnie, że wyruszając w każdą drogę wyrażamy zgodzę na trudności, jakie ze sobą przyniesie. Czas spędzony w schroniskach, na szlaku Świętego Jakuba pokazał, jak mógłby wyglądać świat, w którym ekonomia pieniądza zostałaby zastąpiona umiejętnością dzielenia się. Spotkania z mieszkańcami Karpat nauczyły, że  nawet gdy mówimy różnymi językami, potrafimy wszyscy porozumieć się w języku, który nie posiada słów.

Przede wszystkim jednak nauczyłem się, że podróż to nie kolekcjonowanie zdjęć czy widoków, ale patrzenie na świat nowymi oczami i zmiana, jaka w nas wtedy następuje. Gdybym miał zawrzeć te wędrówkę w jednym zdaniu, powiedziałbym coś, co jest tak proste, tak banalne, że aż wstydziłem się to wypowiedzieć na głos na zakończenie moich 30 minut: że podróżowanie ma znaczenie wtedy, gdy wzbogaca nas samych, gdy czyni nas lepszymi, mądrzejszymi i bardziej świadomymi ludźmi. Brzmi to patetycznie lub trywialnie, co nie? A jednak musiałem przejść 7000 km aby ta myśl uformowała się w mojej głowie.

O tym wszystkim starałem się powiedzieć w Gdyni, gdy sala widowiskowa wypełniona była po brzegi ludźmi, a ja stanąłem przed największą w moim życiu publicznością. Zdjęcia i filmy w tej opowieści były rzeczą drugorzędną, najważniejsze były emocje. Jednego bałem się bardzo: że ci, którzy przybyli by wysłuchać relacji z dalekich krajów uznają, że w tej historii skupiam się na sobie i tym, co działo się w mojej głowie. Wielkim zaskoczeniem były więc rozmowy kolejnych dni, podczas których wiele osób gratulowało nie tylko długiego marszu, ale także bardzo osobistej opowieści, jaka była jego owocem. W ten weekend przekonałem się, że relacja z podróży wcale nie musi być hiper-zabawna, pełna dynamicznych ujęć, obfitująca w ekstremalne momenty czy pokazująca na siłę mnóstwo egzotyki (zwłaszcza, gdy jej tam nie było). Powinna być po prostu prawdziwa, przekazująca emocje i osobista.

Kiedy zjawiasz się w Gdyni na „Kolosach” sama obecność na Spotkaniach jest wyróżnieniem. Jest nim także możliwość dotarcia z Twoją historią do kilku tysięcy osób obecnych na sali. Jechałem do Trójmiasta, starając się nie mieć żadnych oczekiwań i nie nastawiając się na wyróżnienia, których zapewne i tak nie będzie. Myślę, że jeśli w trakcie podróży lub wyprawy zalęgnie się w głowie myśl, że to co robisz zaowocuje „Kolosem” lub jakimś innym wyróżnieniem, a Ty poddasz się tej myśli, kończy się prawdziwa przygoda, a zaczyna wyścig po rekord, aby być lepszym od innych. Już samo zaproszenie na wystąpienie potraktowałem więc jako nagrodę.

W trakcie spotkań niespodzianką były dla mnie spotkania z osobami, które śledziły moje zeszłoroczne przygody. Kiedy podchodzi do Ciebie ktoś, mówiąc „cześć, śledziłem twoją wędrówkę…” odkrywasz nagle, że za wirtualnymi komentarzami na tej stronie są prawdziwi ludzie. Taki przeskok ze świata wirtualnego w rzeczywistość.

Ucieszyłem się też, mogąc w tym roku spotkać i poznać wiele osób, o których dotychczas tylko słyszałem z mediów i okładek gazet. Okazało się, że doświadczony polarnik, zdobywca K2 lub Śnieżnej Pantery, żeglarz albo ekstremalny wspinacz, pokonujący największe ściany świata, to nie bóstwa, ale także ludzie, chętni do rozmów i żartów. Choć odnoszę często wrażenie, że ci, którzy w górach, na wodzie lub w odległych częściach Ziemi robią najciekawsze i najtrudniejsze rzeczy, to jednocześnie ci, którzy najmniej się z nimi afiszują i o swoich dokonaniach opowiadają najskromniej.

A potem, ostatniego dnia, podczas wyczytywania nagrodzonych, ze sceny pada tytuł prezentacji. „12 milionów kroków”. Na sekundę jakby ogłuchłem, a potem trzeba było wyjść przed szereg i stanąć obok ludzi, z których wielu to absolutni mistrzowie w swoich dziedzinach.

Czy rzeczywiście był to wyczyn roku? Nie odczułem tego i cały czas nie czuję, aby wędrówka przez Europę, nawet gdy idzie się przez góry i o każdej porze roku, mogła równać się z innymi rzeczami, o których słuchałem przez te dni. Jak zresztą porównać ze sobą dokonania, których porównać często się nie da? Wielu z nas, obecnych w te dni w Gdyni, dziesiątki i setki razy pokonywało samych siebie, angażując w to wszystkie siły, psychiczne i fizyczne, nieraz balansując na krawędzi, często poznając świat, ale zawsze na swój indywidualny sposób. Nie sposób więc porównać ze sobą wszystkich. I to także powiedziałem, odbierając to wyróżnienie: każdy z nas, kto poświęcił wszystkie swoje siły, aby odkryć i poznać nowy kawałek świata, zasługuje, by stanąć w tym samym miejscu. Dlatego nie odbieram go dla siebie, ale dla wszystkich tych, którzy w wytyczaniu nowych dróg, w poznawaniu nowych miejsc i w zmaganiach z samymi sobą odnajdują sens życia. To wyróżnienie jest dla Was.

kolosy2013_1

Zobacz również

10 odpowiedzi

  1. Pozdrowienia z Gdyni, może tu jeszcze kiedyś wrócisz. 😀 Nie mogłam się doczekać Twojej prezentacji na Kolosach, bo już wcześniej czytałam Twojego bloga i zainspirował mnie do tego, żebym w najbliższym wolnym czasie, być może już w te wakacje, sama wybrała się na Camino. Ale dobrze, że nie skupiłeś się na samej suchej relacji. Nie pamiętam, żebym wcześniej na Kolosach widziała tak osobistą i pełną refleksji prezentację. Dzięki, Twoje przemyślenia wiele mi dały. Wyróżnienie się należało i to nie tylko za sam wyczyn, ale też za to, że Twoja wędrówka wyróżniała się, była czymś więcej niż tylko samym marszem.

  2. Panie Łukaszu… dziękuję. Dziękuję za udział w Kolosach, za wspaniałą opowieść, za tę podróż, którą się Pan tak wspaniale ze mną podzielił. Życzę powodzenia na ścieżkach życia!

  3. Ja również czekałam na Twoje wystąpienie i dziękuję Ci za nie. 🙂
    Nagroda jak najbardziej zasłużona i bardzo cieszy.

    Tymczasem zabieram ze sobą śmiejące się oczy Pasterza z Rumunii.

    I wspomnienie brzmienia tych pierwszych słów złamanych tremą – w tym ledwie uchwytnym załamaniu i drżeniu znalazłam coś na kształt tego, o czym mówiłeś, opowiadając o twarzy Dziewczyny z placu w Santiago de Compostela.

  4. Łukasz, pięknie napisane!
    I dlatego nagroda jest całkowicie zasłużona:) Parę dni temu rozmawiałam z kimś o blogach podróżniczych – i właśnie rozmawialiśmy o tym, że większość to właśnie 'pojechałem, zobaczyłem, wróciłem’ – a mało takich gdzie widać jak to wszystko wpływa na człowieka jak taka osoba zmienia się pod wpływem tego co doświadcza – twoje wpisy były właśnie przykładem na to jak można to pokazać.
    I dlatego właśnie jest to wyczyn roku – bo to coś więcej niż przejście kilometrów.

  5. Gratulacje! Szkoda, że mnie nie było ale może kiedyś… Ja również śledziłam Twoją podróż i uważam, że była wspaniała 🙂

  6. Naprawdę świetnie piszesz – Twój sposób pisania o podróżach bardzo mi się spodobał. Na razie znam go tylko za sprawą tego bloga, ale chyba najwyższy już czas sięgnąć po książkę

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *