Sprzęt na przejście Zagrosu

Dziennik podróży leży na stercie przywiezionych rzeczy, zdjęcia są już posegregowane i wywołują się na komputerze, na honorowym miejscu znalazły się nagrody przywiezione dla wspierających irańską wyprawę. Po pierwszym jej podsumowaniu chciałbym opowiedzieć o tym wszystkim, czego mnie nauczyła, czego dowiedziałem się w tej drodze. Na początek więc tradycyjne podsumowanie sprzętowe.

Co wziąłem ze sobą, co się sprawdziło, a co nie?

1. Transport i biwak:

Plecak – Marmot Apollo 50, model nieduży jak na długą wyprawę, mieścił jednak cały sprzęt oraz zapas wody i jedzenia na 3 dni. Lekki, choć wytrzymały. Materiał zniósł wszystko, łącznie z opuszczaniem go na lince po ostrym jak nóż wapieniu w północnym Iranie. Patent z otwieraniem od frontu oznacza bardzo wygodny dostęp do rzeczy bez wywalania ich na ziemię. W pustynnym upale po raz pierwszy doceniłem też możliwość łatwego zamontowania camelbaga z wodą i napicia się w dowolnym momencie bez przerywania marszu. Na dalekie dystanse nadaje się jednak do przenoszenia ładunków nie przekraczających około 14 kg. Powyżej tej wartości pas biodrowy nie przenosi dostatecznie obciążenia z ramion na biodra.

Plecak okazał się też nieco za mały, by móc spakować się w niego na długą, na przykład 7-dniową wędrówkę w dziczy. Po wrzuceniu do niego całego wyposażenia, miejsca nie zostawało zbyt wiele. Myślę, że na kolejną, podobną wyprawę zabrałbym coś o pojemności 70-75 litrów, koniecznie ze sztywniejszym pasem biodrowym.

Śpiwór – Robert’s Skaut 400 – śpiwór dość lekki (860 g), choć nie najlżejszy w swojej klasie. Zawiera 400 gramów puchu kaczego, o sprężystości 600 cuin, a więc nie tak ciepłego jak gęsi.

Temperatura komfortowa, 0 stopni, jest moim zdaniem zbyt optymistyczna. W ciepłych warunkach północnego i południowego Iranu był bardziej niż wystarczający, podczas mroźnych nocy, w środkowym Zagrosie, przestawał sobie radzić, co nie raz kończyło się nieprzespanymi z zimna nocami; na warunki jakie napotkałem potrzebny byłby śpiwór z 500 g gęsiego puchu, taki chroniłby mnie we wszystkich warunkach.

sprzet_iran_spiwor

Tarp – szyta na zamówienie płachta o wymiarach 350 x 290 cm i wadze 400 g, wzorowana na modelu Tarp 10XP Hilleberga, rozbijana za pomocą 6 lub 8 szpilek i 2 kijków teleskopowych. Sprawdzała się znakomicie przez pierwszy miesiąc, po którym ją straciłem. Jak? Bardzo głupio „zapychając się” w potężną ścianę skalną, z której aby wyjść, musiałem opuszczać plecak na lince, a gdy jej zabrakło – właśnie  na moim tarpie. Po zamocowaniu go na skalnej półce i zejściu do plecaka nie udało mi się go uwolnić i został w ścianie. Żałuję straty, ale może uratował mi życie. Przez dalszą drogę używałem dużej peleryny, którą mogłem rozłożyć nad sobą dla osłony przed deszczem.

przejscie zagrosu sprzet iran tarp

Karimata – dla zaoszczędzenia wagi zabrałem cienką (6-7 mm) matę o długości 3/4, nocą podkładając pod stopy bukłak na wodę. Sen był czasem mało wygodny, ale sprawdziła się dobrze.

2. Ubrania:

Buty – Aku Rock II GTX, niski model tzw.”podejściówek” do wędrowania na lekko. Wibram na piętach starł się, są też drobne pęknięcia skóry, ale przeszły około 2300 – 2500 km, kończąc marsz  w zaskakująco dobrym stanie.

sprzet_iran_acu_rock_lite

Sandały – ultralekki model „do it yourself”, stworzone przez kolegę z kawałka gumy o grubości 4 mm. Wydawały się idealne do chodzenia po asfalcie, ale nie dawałem rady – zostawiłem je po 300 km. Patent z własnoręcznie wykonanymi sandałami mam jednak zamiar powtórzyć.

Spodnie Marmot Cruz Pants – lekkie spodnie z cienkiego nylonu okazały się bardzo wytrzymałe mechanicznie; po podobnych wędrówkach wiele par wisiało na mnie w strzępach, tymczasem Cruz Pants ledwie wykazują oznaki zużycia, poza kilkoma bliznami powstałymi podczas wspinaczki. Jasny kolor dobrze odbijał słońce nawet podczas mocnych upałów.

Spodnie Montano – w ostatniej chwili przed wyjazdem wrzuciłem do plecaka lekkie spodnie wspinaczkowe polskiej firmy Montano, model już nieprodukowany, a szkoda. Uszyte są z bardzo cienkiego nylonu, jeszcze lżejszego, choć mniej wytrzymałego niż Cruz Pants.

Koszulka Kwark Sardynia (dł. rękaw) – bardzo lekka i świetnie chłodząca w upały, które towarzyszyły mi na początku i na końcu tej drogi; niestety len nie jest bardzo wytrzymały mechanicznie, drogę przez Zagros skończyła z dziurami na prawym rękawie i na brzuchu, pod klamrą plecaka.

Koszulka Kwark Merino Wool – bardzo lekka i ciepła bielizna z wełny merino, nosiłem ją podczas chłodniejszych dni, w praktyce – przez 1,5 miesiąca bez przerwy, jest dużo wytrzymalsza mechanicznie od lnu i była jednym z najważniejszych elementów wyposażenia.

sprzet_iran_kwark

Koszula Marmot Dexter Plaid – jej krótki rękaw i cienki nylonowy materiał sprawiały, że rzadko zakładałem ją podczas marszu, chyba że jako drugą warstwę, na bieliznę; przydawała się jednak w innych okolicznościach: podczas wizyt w domach oraz w biurach imigracyjnych, kiedy chciałem wyglądać lepiej niż sterany wędrówką włóczęga.

Bluza Marmot Caldus Jacket – lekka (300 g), przy tym ciepła. Moja podstawowa warstwa termiczna. Podczas przejścia najwyższych pasm Zagrosu, gdy wieczorami i nocami temperatura spadała do zera lub mniej, brakowało mi bardzo drugiej ciepłej warstwy.

Wiatrówka Trail Wind Hoody – miała chronić przed wiatrem i okazjonalnym śniegiem na irańskich czterotysięcznikach, okazało się, że musiała służyć jako kurtka przeciwdeszczowa i robiła to dzielnie. Jest zaprojektowana raczej z myślą o biegaczach, stąd panele z siatki pod pachami, przez które wdzierał się niekiedy wiatr. Mimo to obroniła mnie wiele razy przed kompletnym przemoknięciem i wychłodzeniem; waży 100 gramów, co czyni jej ciężar w plecaku właściwie nieodczuwalnym.

sprzet_iran_wiatr
Wysokość 3000 metrów, ostre słońce, lekki przymrozek i wiatr – typowa kombinacja w wysokich partiach Zagrosu

Buff – cienki komin służył jako czapka, zarówno w chłodne jak i ciepłe dni.

Osłony na twarz – uszyte z białej, cienkiej siatki, przypominającej tą, z jakiej wykonuje się worki na uprzęże wspinaczkowe oraz wełny. Pierwsza z nich osłon wykonana jest wyłącznie z siatki i osłania twarz i szyję przed słońcem. Druga to długi komin 50% siatki/50% cienkiej wełny merino. Tylna część osłania kark, przednia – twarz i szyję, po naciągnięciu na głowę może zastąpić czapkę. Dzięki nim oraz kapeluszowi, niemal ani razu nie używałem kremu z filtrem!

Skarpety – zabrałem 4 pary skarpet, każda wykonaną z innego materiału, aby przetestować ich wytrzymałośc w długiej trasie:

Nordhorn Tactic – mój najcieplejszy model. W chłodniejsze dni i noce (a takich było wiele) wykonane z mieszanki wełny merino i bawełny grzały stopy, najlepiej ze wszystkich amortyzowały kroki, zwłaszcza pod koniec drogi, gdy podeszwy butów były już cienkie. Poza małymi dziurami zrobionymi przez kolczastą roślinność skończyły tę drogę w bardzo dobrym stanie.

Expasive Runner z coolmax’u – od lat używam tego modelu jako skarpetę „pod spód”, pierwszą warstwę; rozpadły się 2 dni przed dojściem nad ocean, przez całą drogę służyły jako skarpety na upał, wytrzymały zaskakująco sporo.

Nordhorn Run Pro – lekkie i bardzo dobrze „wentylujące” stopy w największe upały, nosiłem je dość często, niestety wytrzymały 2 miesiące zanim radykalnie rozerwały się – obie tego samego dnia – na piętach, dość słabo amortyzują kroki, co kończyło się czasem odciskami, ale dobrze odprowadzają wilgoć. Fajny model dla biegaczy i wędrujących w gorących warunkach.

Expansive Bamboo – lekkie i bardzo dobre na upały, niestety rozpasły się szybko.

Kapelusz – TechNiche Hyperkewl Ranger Cap. Dzięki specjalnym chłodzącym włóknom znajdującym się wewnątrz, po namoczeniu chłodzi głowę i mózgownicę. Producent wycenia czas chłodzenia 5-10 godzin, choć w pustynnym upale Iranu było to raczej 3-5 godzin. Sprawdził się jednak bardzo dobrze, gwarantując mi „chłodną głowę”, zmniejszając pocenie oraz zapotrzebowanie na wodę pitną, a szerokie rondo bardzo dobrze chroniło przed słońcem. W dodatku jest to pierwszy od 10 lat kapelusz, który mieści się na mojej głowie!

sprzet_iran_kap

Chusta na głowę – TechNiche Hyperkewl Skull Cap. Wykonana z tego samego materiału co kapelusz, używana raczej jako czapka na niskie temperatury.

Ochraniacze – Inov8 Debris Gaiter 32. Niezwykle przydatne, dzięki nim nie musiałem co kwadrans zatrzymywać się, by wytrząsać piasek i  żwir z butów. Chroniły też przed śniegiem i częściowo przed wodą z kałuż. Po drodze musiałem wymienić zerwane gumki na bardziej wytrzymały rep wspinaczkowy, długi marsz w trudnym terenie zniosły jednak bardzo dobrze. Wręcz niezbędne podczas długiej wędrówki w niskich butach.

3. Kuchnia:

2 kubki stalowe – zamiast menażki zabrałem 2 kubki wchodzące jeden w drugi; mniejszy mieścił w sobie gaz, co oszczędzało miejsce w plecaku.

Kuchenka – Optimus Crux. Chyba najmniejszy i najlżejszy model na rynku (a na pewno w czołówce najmniejszych i najlżejszych); w porządku poza jednym: jej płomień był niestabilny i kilka razy zdarzało się, że gasł bez powodu; muszę przetestować ją z innymi kartuszami, ale takiego zachowania nie spotkałem u żadnej kuchenki jakiej używałem przez minionych 18 lat.

Gaz – Kovea 230 g. Na początku wyprawy, kiedy nie byłem w stanie kupić gazu w Turcji, bałem się jak poradzę sobie bez kuchenki. Ostatecznie okazało się to proste. Używałem jej tylko przez miesiąc, na odcinku Kermanszach – Sziraz, a więc w najwyższych i najzimniejszych pasmach; poza nimi oczyszczałem wodę zamiast ją gotować i brałem w góry suchy prowiant i konserwy zamiast produktów do gotowania.

Łyżka – zabrałem ważącą 9 gramów łyżkę z Decathlonu.

Nóż – lekki model z plastikowym pokrowcem.

Zapalniczka – 2 sztuki.

4. „Hardware”:

Kijki teleskopowe – model „no name”. Na takim dystansie były niezbędne,służyły też za stelaż do rozstawiania plandeki. Zalety? Nie kosztowały mnie ani grosza, dostałem je w prezencie, jako gadżet firmowy. Wady? Aluminium z którego były wykonane okazało się zbyt miękkie (wygiąłem je na łbach kilku atakujących mnie psów), a mechanizm blokujący zawodny. Były też dość ciężkie. Nie spodziewałem się, że dotrą do oceanu, ale jednemu z nich się to udało.

Okulary przeciwsłoneczne  – Julbo Colorado. Model sprawdzony w Tatrach, Alpach i Himalajach. Najlepsze jakie znam i tyle.

Transport wody (1) – Camelbag 2 l, wyjęty z plecaka biegowego Marmot Kompressor Speed. Podczas wędrówki w upale umożliwiał napicie się bez robienia postoju. Ma prosty i bezpieczny sposób zamykania, rurka do picia także posiada zaworek zapobiegający wylewaniu się wody.

Transport wody (2) – MSR Dromedary bag 10 l – spodziewałem się, że do dużego bukłaka będę zabierać zapas wody na 2-3 dni, ostatecznie używałem go rzadko, głównie do transportu wody z pobliskiej rzeki/źródła do miejsca biwaku. Mając większy plecak mógłbym zapakować do niego i swobodnie unieść w zasobniku MSR-a  kilkudniowy zapas wody.

Filtry do wody – Sawyer Mini oraz Lifestraw. Używałem niemal wyłącznie Sawyera, który, dzięki dołączonej do niego elastycznej butelce, jest bardziej wszechstronny. Lifestraw przez większość czasu spoczywał w plecaku, poza kilkoma razami, kiedy piłem przez niego wodę wprost z kałuży lub strumyka. Filtry okazały się skuteczne, zatrucie spowodowane wodą dopadło mnie tylko raz, niewykluczone, że był to jakiś wirus.

sprzet_iran_filtr

Worki wodoszczelne – JR Gear 5 i 8l. Do większego z nich chowałem śpiwór, do mniejszego ubrania i elektronikę; obydwa bardzo dobrze chroniły wyposażenie przed przemoknięciem w czasie deszczu, śnieżycy albo przy przekraczaniu potoków .

Linka – wziąłem 20 m repa wspinaczkowego o średnicy 0,9 mm. Miał służyć do naciągania plandeki na noc oraz do napraw sprzętu, w krytycznej sytuacji opuściłem na nim plecak podczas dramatycznego zejścia skalną ścianą koło Kermanszach.

Czołówka – Petzl Tikka. Strumień światła jaki daje nie jest wielki, ale wystarczający podczas nocnej wędrówki. Oświetlałem nią także drogę podczas marszu asfaltem, w obawie przed irańskimi kierowcami.

9 baterii AAA – czyli 3 komplety, które wystarczyły na 2,5 miesiąca działania czołówki

Notes + długopis – żałowałem, że mojego dziennika nie uzupełnia jakiś miniaturowy dyktafon lub odtwarzacz MP3 z opcją nagrywania, co przydałoby się do rejestrowania rozmów z napotkanymi ludźmi oraz utrwalania na gorąco swoich myśli; prawie 120 zapisanych stron pokazuje jednak, że wyprawa była bogata we wrażenia.

5. Apteczka:

bandaż elastyczny, gaza – 6 kawałków, plastry z opatrunkiem – 15 szt., przeciwbólowy – opokan, zatrucia – laremid i nifuroksazyd, rękawiczki, maska do sztucznego oddychania, multiwitamina – 60 szt.

6. Elektronika:

Tablet – Overmax Quattor 7 II – lekki (250 g) i mały model z ekranem 7″. Służył mi do pisania relacji i przeglądania zdjęć. Niestety, po 3 tygodniach używania ekran dotykowy odmówił posłuszeństwa, a przy próbie reanimowania go, tył obudowy niespodziewanie odpadł. Próba zamocowania go skończyła się pęknięciem ekranu i kompletnym „padem” urządzenia, czyli brakiem reakcji. RIP. Nie polecam.

Lokalizator SPOT 2. Lekki, umożliwiający łatwe oznaczenie swojej pozycji i poinformowanie o niej inne osoby. Działał niemal zawsze, poza momentami, gdy nadawałem z miasta lub spomiędzy gęstych drzew, gdzie spora część nieba pozostawała zasłonięta.

Telefon – Samsung GT-S5360, lekki i pracujący na jednej baterii dłużej niż wiele nowoczesnych smartfonów, ale z fatalnym aparatem.

Zasilanie w terenie – powerbank Sailing 6 – 20800 mAh + 2 kable mikro-USB. Przy wadze 450 g był niczym mała cegła w plecaku, okazał się jednak bardzo przydatny, gdy znikałem na wiele dni w górach i nie miałem możliwości naładowania baterii w aparacie i telefonie. Do moich celów wystarczyłby powerbank dwukrotnie mniejszy i lżejszy, „szóstka” zapewniała mi jednak samowystarczalność na 3 tygodnie.

Ładowarka 220 V -> USB do wszystkich urządzeń elektronicznych.

7. Kosmetyczka:

Szczotka, pasta Ajona (koncentrat), mydło, maszynka, krem UV 30 – ten ostatni właściwie nieprzydatny poza najwyższymi górami, gdzie promienie słoneczne padały nie tylko z góry, ale i odbijały się od śniegu.

8. Dokumenty i inne takie:

Paszport – główny dokument tożsamości.

Dowód osobisty – na wypadek utraty paszportu.

Karty do bankomatu – w Iranie, gdzie system VISA i inne nie działają karty płatnicze były zbędne, używałem ich w drodze przez Turcję.

Pieniądze – wjechałem do Iranu mając przy sobie dokładnie 1400 USD, po drodze wymieniałem gotówkę w bankach i kantorach.

Saszetka Hi Mountain Arm Bag – do noszenia dokumentów i kasy przy sobie, zwłaszcza w miastach.

9. Fotografia:

Aparat – Olympus OM-D EM-5 – „bezlusterkowiec” czyli kompakt z wymienną optyką, pasują do niego obiektywy olympusowego systemu Mikro 4/3 oraz niektóre szkła innych firm. Mój wół roboczy podczas tej wyprawy. Sporo lżejszy niż lustrzanka, znacznie lżejsze są także obiektywy do niego, dzięki czemu waga mojego sprzętu fotograficznego spadła w trakcie tej wyprawy radykalnie. Możliwości tego aparatu nie ustępują dobrym lustrzankom. Co do mnie – po tej wędrówce przekonałem się do bezlusterkowców jako jedynych aparatów w podróży. Więcej o sprzęcie fotograficznym na tej wyprawie napiszę niedługo.

Obiektywy:

M. Zuiko 12-50mm/f 3,5-6,3 – obiektyw kitowy, używany najczęściej, niezła jakość, choć ustępuje szkłom stałoogniskowym;

M.Zuiko 45mm/f 1,8 – jasne portretowe szkło, ostre, a przy tym bardzo małe i lekkie;

Samyang 7,5mm/f 3,5 – rybie oko, bardzo dobra jakość obrazu i kompaktowe rozmiary;

Olympus 40-150 mm/f 4.0 – 5,6 z adapterem do systemu Mikro 4/3 – mój teleobiektyw, przyzwoita jakość, choć oczywiście wolałbym coś jaśniejszego;

Olympus 35mm Macro – użyczony dzięki uprzejmości Olympus Polska, rzadko używany, ale robi znakomite zdjęcia makro o jakich wcześniej nie marzyłem.

Lampa błyskowa – miniaturowy model, sprzedawany w zestawie z aparatem, używałem bardzo sporadycznie.

Baterie – Olympus BLN-1, 2 oryginalne + 2 zamienniki. Wszystkie zużywały się szybciej niż wynikałoby ze specyfikacji producenta.

Wężyk elektroniczny – Pixel TC 252. Do robienia zdjęć zdalnych i timelapse.

Statyw – SLIK Compact II. Do autoportretóów, długich czasów naświetlania i zdjęć z teleobiektywem. Nie raz przeklinałem jego ciężar, ale gdybym miał ruszyć w tę drogę jeszcze raz, nie wyruszyłbym w nią bez tego statywu.

Filtry polaryzacyjne – Selco 52 i 58 mm. Przeciętna jakość za niedużą cenę.

Ładowarka – Digibuddy DTC 5703. Pozwala na ładowanie baterii 7,6 V poprzez port mikro-USB.

Karty pamięci: 1 x 64 GB i 2 x 32 GB. Miewałem sporadyczne problemy z pamięcią, kilka razy aparat pokazywał „błąd karty” co wynikało prawdopodobnie ze słabej jakości kart 32-ek; na karcie 64GB błędy się nie zdarzyły.

Torba biodrowa na aparat Santerlan 76.

10. Nawigacja:

Mapy radzieckie 1:200.000 – około 40 szt., ściągnięte z serwera loadmap.net i wydrukowane w formacie A2. Stare, zazwyczaj z lat 1970-1981, ale jedyne źródło informacji. Rzeźba terenu oddana jest zazwyczaj poprawnie, ale wysokości często są błędne, a szczegóły mało dokładne, dlatego warto traktować je z rezerwą. Skala 1:200.000 nadaje się raczej dla doświadczonych wędrowców.

Mapa Iranu 1:1.500.000 „Reise Know How” – drukowana na plastiku zamiast papierze, wytrzymała i wodoodporna, bardzo przydatna gdy chciałem rzucić okiem na całość mojej drogi; „RKH” to moja ulubiona seria map, której używałem bardzo intensywnie w wielu zakątkach Azji.

Kompas Silva 9 – mały i lekki, przez minionych 10 lat używałem kilku egzemplarzy.

Patrząc z perspektywy tych 76dni marszu, co bym zmienił w tym wyposażeniu?

Większy plecak – około 70-75 litrów. Gdybym miał zmienić tylko jeden element wyposażenia, to byłby właśnie większy plecak.

Cieplejszy śpiwór, z komfortem w temp. -5 stopni.

Lżejsze kijki teleskopowe, np. Black Diamond Trail.

Wchodząc głębiej w góry zabrałbym lekkiego GPS-a. Mimo mojej rezerwy do takich wynalazków w Zagrosie byłby bardzo przydatny, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę jakość starych map.

Wziąłbym tylko jeden filtr do wody, w tym przypadku Sawyer Mini.

Zostawiłbym tablet, ale wziął telefon z lepszym aparatem jako rezerwę dla aparatu.

Zamiast zooma 12-50mm zabrałbym dwa stałe obiektywy – 12mm i 25 mm. Gdybym miał dodatkowych 5 tysięcy złotych rzecz jasna…

Zabrałbym lżejszy powerbank, co oszczędziłoby mi ćwierć kilograma wagi, a nie odbiło się na zasilaniu sprzętu.

Wziąłbym niewielki odtwarzacz MP3. Wieczorami, na biwakach i w hotelach brakowało mi czasem dobrej muzyki po ciężkim dniu. Służyłby on także jako dyktafon, uzupełniający mój pisany dziennik podróży.

Wziąłbym kilka drobiazgów z Polski (pocztówki, naklejki itp.) dla rodzin u których zatrzymałem się w drodze.

I zaszczepił się na wściekliznę:

iran_szczepienie

Czego nie zabrałem, a co i tak byłoby zbędne?

Namiotu (tarp w zupełności wystarczył), moskitiery i kuchenki benzynowej.

Spora część wyposażenia jakie zabrałem z Polski (buty, filtry do wody, spora część ubrań, elektronika i sprzęt fotograficzny) była przedmiotem testów. Niektóre elementy ekwipunku zostały mi zresztą podarowane w tym celu. Biorąc pod uwagę, że była to dla mnie pierwsza wyprawa przez pustynię – błędów nie zrobiłem zbyt wiele. Największym brakiem był zbyt mały plecak, który sprawił, że nie mogłem zostać z dala od cywilizacji tak długo jak bym chciał. Napisałem o tym już w podsumowaniu. Całą reszta sprawdziła się w większości dobrze.

Masz pytania? Uwagi do powyższej listy? A może sugestie co zabrać następnym razem w głąb pustyni?

Zobacz również

23 odpowiedzi

  1. Łukasz, gratuluję wyprawy i… cieszę się, że krótkie ochraniacze na buty dały radę 🙂
    (Z moich doświadczeń wynika, że produkowane przez RaidLight lepiej chronią przed wpadaniem do butów czegokolwiek, ale te od Inov8 lepiej oddychają).

    Z pozdrowionKamil

  2. Ciekawy patent z tym z otwieraniem od frontu. Czy jak wybierałeś plecak to miałeś jeszcze inne modele na oku, czy tylko Marmot Apollo 50? Aktualnie poszukuję czegoś o pojemności około 50L, wprawdzie kupiłem już plecak TNF TERRA 50, ale on nie otwiera się od frontu (z kolei ma podział na dwie komory, do dolnej ładnie śpiwór wchodzi) i jeszcze mogę go oddać.

    1. Wybrałem ten, gdyż miałem go od firmy jako wygraną w konkursie, ale patent z otwieranym frontem plecaka podoba mi się i tak. Zamek w tym modelu jest mocny, starałem się go nie naciągać do granic wytrzymałości, ale nie widzę, aby w jakimś miejscu miał tendencję do „rozchodzenia” się.

      W 2013, w drodze z Warszawy do Santiago, używałem lekkiego plecaka, który dostęp do wnętrza miał bardzo trudny. Kilka miesięcy później, na Łuk Karpat zabrałem model z otwieranym frontem i od tamtej pory uznaję to za bardzo fajny pomysł. O ile zamek jest wytrzymały, a ten w Marmocie na taki wygląda.

      1. Gratulacje 🙂 imponująca wyprawa, nawet jeśli nie wszystko poszło z planem, to zyskałeś kawał doświadczenia. Na pewno znajdziesz sposób by je jeszcze wykorzystać.

        Piszesz, że problemem był zbyt mały plecak i brak możliwości zabrania pełnego bukłaka wody. Ciekawi mnie czy nie próbowałeś rozwiązać tego trocząc część ekwipunku na zewnątrz plecaka, nie myślę koniecznie o 10l dromaderze, ale o wrzuceniu go do środka gdzieś blisko pleców, a przytroczeniu pod pasy kompresyjne tarpu bądź worka z ciuchami ?

        1. Masz rację, to oczywiście byłoby dobre rozwiązanie. Niestety problemem była nie tylko pojemność plecaka, co jego „siła nośna” czyli ile mógłbym do niego spakować bez dyskomfortu. Decydujący byłby pas biodrowy. Posługując się trochę przejaskrawionym przykładem – w mały plecaczek na 1-dniowe wycieczki można spakować 30 kilo cegieł, ale pas biodrowy będzie zbyt miękki, a paski na ramionach zbyt wąski by udźwignąć taki ładunek. Mógłbym nieść 15 kg sprzętu i 10 litrów wody, ale dźwiganie 25 kg łącznej wagi w tym niedużym bagażu byłoby na dłuższą metę nie do wytrzymania.

          Z pozytywów – niedługo dotrze do mnie 100-litrowy plecak, w który spakuję się nawet na 3 tygodnie w dziczy. Będzie wielki, a przy tym wygodny!

          1. Ciekaw jestem co wybrałeś i ile to monstrum będzie ważyło 🙂 W każdym razie spora zmiana :)))))

  3. Witam
    Gratuluję wyprawy. Przeglądam Twój ekwipunek, oczywiście rzeczy które wymieniasz to podstawa, jednak zainteresował mnie Tarp. Dawniej zamiast namiotu używałem pałatki, ale jest stosunkowo ciężka. Spędzam czasem noc w górach i w lesie, myślę więc że wkrótce zakupię rzeczony produkt.
    Pozdrawiam

  4. Mysle,ze 75L byloby za duzo,taki plecak jest dobry na krotsze wyjscia a nie na tak dluga droge.
    Nie myslales o jakims namiocie superlight?zawsze to lepiej spac w czyms „zamknietym”.gdybys zamiast plecaka 75L,teoretycznie,mial 60L i jeden obiekryw mniej oraz zostawil tarpa w domu to maly namiot bylby rownowazny waga.
    Jak bys wybieral plecak to przestrzegam przed sugerowaniem sie oznaczeniem +5L,jesli to dodatkowe 5L jest jako wysuwany komin.takie rozwiazanie nie zdaje egzaminu bo jest za wysoko i calosc sie buuuuuja jak „afroamerykanin” w rapowym teledysku.

    1. Mam bardzo lekki namiot, porównywałem go już nawet z moim tarpem. Jest dobry, ale zajmuje dużo miejsca i mimo wszystko jest ciężki gdy chcę iść naprawdę na lekko: https://lukaszsupergan.com/tarp-czyli-schronienie-w-wersji-minimum/. Mimo wszystko, po powrocie z Zagrosu stwierdzam, że plandeka taka jaką miałem była najlepszym z dostępnych rozwiązań. NO, może powinna być odrobinę większa niż 3350 x 290 cm, ale to akurat drobiazg.

  5. Takie niskie podejściówki to obecnie chyba najlepszy pomysł na długą wędrówkę. Sztywność podeszwy nie przeszkadzała?

    W kontekście plecaka – ja kupiłem, tu w UK, Montane Grand Tour 55 (ma na oko lekko powyżej 60l.), wiem że sprzedają też większe – 75. Plecak ma genialny system nośny (działający pas biodrowy). Na szkockie hajlandy w sam raz. Szukałem długo wybrałem ten, jakbyś kiedyś szukał czegoś większego to polecam.

    1. To trochę nieprzemyślana decyzja. Znajomy zasponsorował mi śpiwór Roberts’a, więc mój stary, od Yetiego, oddałem producentowi do ponownego wypchania puchem i sprzedałem. Trochę teraz żałuję, bo przydałby mi się model cieplejszy niż ten, w którym spałem w Iranie, ale trudno. 400-tka Roberts’a, którą teraz mam, na sezon letni będzie wystarczająca. Na zakup czeka za to konkretny zimowy śpiwór.

  6. „Możliwości tego aparatu nie ustępują dobrym lustrzankom.”.

    Ustępują i to zdecydowanie. To jest świetny aparat i dopóki bawisz się w internet to wszystko jest ok, ale jeśli zaczynasz drukować formaty albumu i większe (wystawy?) to zaczynają się problemy z szumem i ostrością. Matryce APS-C ciągle są sporo lepsze, nie wspominając o pełnoklatkowych. Wiem, bo wszystkie testowałem w bojach. Fizyki nie da się oszukać, sensor w tym Olmypusie radzi sobie w miare do ISO 800-1000 ale na poziomie pixeli już nie tak dobrze nawet przy tych ISO. Pozdrawiam

    1. Przyjrzałem się jeszcze raz kilku zdjęciom które zrobiłem. Nie, nie widzę aby ustępowały jakością tym, które przywoziłem z poprzednich podróży. Aby to ustalić musiałbym oczywiście wykonać to samo ujęcie dwoma różnymi aparatami, ale tego jestem pewien – moja stara 550-tka Canona, mimo matrycy APS-C, nie dawała lepszych rezultatów. Większym ograniczeniem, gdy oglądam teraz zdjęcia z Iranu, jest jakość obiektywów których używam. Na lepsze jednak muszę poczekać.

  7. Łukaszu drogi,

    pisałeś gdzieś więcej o tych gryzących psach? Ja mam złe doświadczenia z goniącymi za rowerem. Jedni gadają: dać coś do jedzenia, inni kamieniem, ja najlepiej wtedy płaczę. Może jest jakiś psycholog albo znawca psiej duszy, taki „tańczący z psami”? No kurczę, pies wszak przyjacielem człowieka.
    pozdrawiam cieplutko

  8. Gościu jesteś geniuszem!
    Muszę więcej poczytać relacji z tej wyprawy. Generalnie patrząc na to co wziąłeś i ile – dogadalibyśmy się – płachta, a nie namiot, plecak 50, a nie 90, za zimny śpiwór jakbym siebie słyszał! W sumie więcej wziąłeś liny niż czegokolwiek innego i wiem, że w moim przypadku byłoby tak samo ;d
    Jedna rzecz mnie poraziła – jak już nie brałeś widelca to mogłeś chociaż nóż wart więcej niż pół zdania opisu:)
    Pozdrawiam ze Śląska i więcej takiej weny na wyprawy!

    1. Mój powerbank daje napięcie wyjściowe 5V. Przez kabel micro-USB zasilam nim ładowarkę o której wspomniałem w tekście (Digibuddy DTC 5703), która zamienia to napięcie na 8,4 V – to tyle, ile potrzebuje bateria mojego aparatu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *