Dwa lata w Azji cz.5. Jak zarobić na podróż i przejechać świat za grosze?

Jeśli nie urodziłeś się w bogatej rodzinie, która zafunduje Ci podróż dokoła świata, musisz sam sfinansować swoją wymarzoną wyprawę. Jak to zrobić? Przede wszystkim zdać sobie sprawę z dwóch faktów: w podróży często wydajemy mniej niż mieszkając w rodzinnym kraju, a pieniądze zaoszczędzić możemy na mnóstwo sposobów. Wystarczy tylko spojrzeć na swoje życie i zapytać siebie: czy naprawdę potrzebuję tego wszystkiego? Cywilizacja w której żyjemy skłania nas często do życia według modelu „szybciej i więcej”, co niekoniecznie oznacza „lepiej”. Dla mnie podróż to nie tylko przedostawanie się z miejsca na miejsce i poznawanie świata. To także okazja do odpowiedzenia sobie na pytanie „co jest mi naprawdę potrzebne?”. Jak się okazuje – niewiele. Wystarczy tyle, ile potrafię unieść na plecach.

Na początek: jak zaoszczędzić na swoją podróż?

Kiedy marzenie o podróży zaczęło nabierać kształtów uznałem, że potrzebuję pewnej kwoty pieniędzy przynajmniej na początku tej przygody. Zacząłem wtedy realizować swój program oszczędności. Jak on wyglądał?

Będąc jeszcze w pracy, ale już myśląc o jej opuszczeniu, zdecydowałem się odkładać co miesiąc z góry ustaloną kwotę. Mieszkając sam odkryłem, że jestem w stanie zatrzymać dla siebie ponad połowę ówczesnej pensji. Nie odkładałem tego, co mi zostawało. Przyjąłem zasadę dokładnie odwrotną: wpłacałem na oszczędności ściśle ustaloną kwotę, a mój sposób życia dopasowywałem do środków, które mi zostawały. Oznaczało to rezygnację z kilku rozrywek i przyjemności, ale uznawałem, że realizacja marzenia o podróży jest tego warta.

Przygotowując się do podróży warto praktykować świadome oszczędzanie. Najlepiej na tym, co pochłania pieniądze, nie dając nic konkretnego w zamian.

Oszczędzanie uczy świadomego rezygnowania z zachcianek i pokazuje, ile naprawdę potrzebujemy. Jedna z moich partnerek narzekała kiedyś, że wolałaby, abym ubierał się bardziej elegancko. Że powinienem zafundować sobie kilka nowych koszul, par spodni lub nową marynarkę. Nigdy nie dałem się do tego przekonać, co wyszło mi tylko na dobre, bo podczas kolejnych przeprowadzek ani razu nie potrzebowałem wynajmować samochodu. Od lat jestem dumnym posiadaczem jednego garnituru, stosownego na każdą okazję. Ubrania naprawiam zamiast je wyrzucać. Niepotrzebne oddaję znajomym, dostając czasem coś w zamian. Zamiast upychać w mojej szafie kolejne ciuchy, staram się ubierać przede wszystkim prosto i praktycznie. Pieniądze zaoszczędzone w ten sposób przeznaczam na poznanie nowego kawałka świata.

Rzeczy bez których można żyć jest jednak dużo więcej. Już od dawna nie kupuję papierowych gazet. Pozbyłem się telewizora i radia, odpadają więc koszty płacenia abonamentu. Internet odłączyłem, korzystając z niego bezpłatnie w bibliotece. Moje życie kulturalne również przestawiłem na tryb bezkosztowy. Kin, teatrów czy koncertów właściwie nie odwiedzam, zamiast tego wybieram raczej wspólne oglądanie filmów ze znajomymi. Nie jestem też zwierzęciem imprezowym i przed wyjazdem do Azji nie spędzałem każdego weekendu na spotkaniach ze znajomymi, odpadały więc koszty drinków i nocnych powrotów taksówką do domu. Gotowałem i jadłem w domu, nie wydawałem więc pieniędzy w barach.

I jeszcze jeden drobiazg: nałogi. O szkodliwości palenia wie każdy. A jak z finansami? Jeśli wypalasz paczkę papierosów w 3 dni oznacza to, że przez rok tracisz przynajmniej 1200 złotych. To równowartość biletu lotniczego do Azji Centralnej. Albo puchowego śpiwora ekspedycyjnego. Albo 2 miesięcy w polskich górach. Ile jest warte te 1200 złotych?

Przeczytawszy to możesz stwierdzić, że prowadziłem nudne życie. Pamiętaj jednak o jednym: pieniądze zaoszczędzone w Europie, w Azji mają wartość dużo większą. Dwa bilety do kina i wieczorna impreza ze znajomymi to kwota, za którą w Nepalu przeżyjesz tydzień. Nowa gra komputerowa, to równowartość pozwolenia na treking pod Mount Everest. Jak zwykle jest to kwestia wyboru tego, co dla Ciebie ważniejsze.

Radą jaką dałbym każdemu, kto planuje podróż po świecie, jest: nigdy nie daj się wpuścić w pułapkę posiadania mnóstwa rzeczy i zaciągania kredytów, których spłacanie nigdy się nie kończy. Fajnie jest mieć piękne mieszkanie, dom na Mazurach, sportowy wóz i mnóstwo innych gadżetów, które sprawiają, że czujemy się dobrze. Urlop na Majorce lub w Egipcie może podbuduje na krótko nasz prestiż wśród znajomych. Warto jednak uświadomić sobie prosty fakt: odchodząc z tego świata zabierzemy ze sobą nie to, co kupiliśmy lub zbudowaliśmy, ale to czego się nauczyliśmy i co poznaliśmy. Zabierzemy, być może, naszą wiedzę i pamięć, ale na pewno nie nasze domy i samochody. Czy warto więc inwestować w rzeczy które przepadną?

Wymień na pieniądze to, czego nie potrzebujesz

Oprócz oszczędzania, na kilka miesięcy przed wyjazdem zacząłem pozbywać się tego, co znałem w moim domu za niepotrzebne. Na pierwszy ogień poszły niepotrzebne mi już książki oraz analogowy sprzęt fotograficzny. Z żalem pozbyłem się aparatu i obiektywów do fotografii średnioformatowej, ale to, co za nie dostałem, starczyło na trzy miesiące późniejszej drogi. Jeśli planujesz długi wyjazd, rozejrzyj się po swoim domu i pomyśl czego nie potrzebujesz, sprzedaj to, a pieniądze odłóż.

mamiya67

Taki aparat to prawdziwy skarb, ale jego równowartość to 4 miesiące w Indiach i Nepalu. Co byłoby warte więcej dla Ciebie?

Nigdy nie miałem samochodu, a gdybym nawet go miał, bez wahania sprzedałbym go, by móc zrealizować swoje marzenia. Żyję w mieście, więc wszystko co mi potrzebne mam blisko domu. Przy rozsądnym planowaniu czasu transport zbiorowy wystarcza mi w zupełności. Koszt biletu miesięcznego i okazjonalnych podróży pociągami jest i tak niższy od kosztów eksploatacji samochodu: napraw, przeglądów, paliwa i ubezpieczenia. Jeśli planujesz podróż swojego życia, samochód powinien być jedną z pierwszych rzeczy których należy się pozbyć.

W ostateczności, jeśli jesteś pewien swojej decyzji o opuszczeniu kraju, możesz pozbyć się także mieszkania. To bardzo konkretny zastrzyk gotówki, niestety jednorazowy. I warto upewnić się, że w razie zdarzenia losowego (choroba, wypadek) można liczyć na tymczasowe miejsce u kogoś z rodziny gdy wrócisz.

Wynajmij mieszkanie

Znacznie bezpieczniejszym rozwiązaniem jest pozostawienie mieszkania komuś, kto będzie Ci za nie płacił. To chyba najprostszy i najskuteczniejszy sposób zarabiania w podróży. Jeśli podróżujesz samotnie, suma jaką zarobisz, pokryje większą część lub nawet całość Twoich wydatków. To jeden z najpopularniejszych sposobów finansowania podróży jaki spotkałem. Jeśli wyjeżdżasz na dłużej, możesz potrzebować pomocy kogoś na miejscu, kto od czasu do czasu zajrzy do mieszkania lub pomoże znaleźć nowych lokatorów, gdy starzy postanowią się wyprowadzić. W umowie najmu możesz też zawrzeć klauzulę, że drobne naprawy najemcy wykonują sami, co zaoszczędzi Ci nerwów i uzgadniania przez telefon każdej drobnej usterki.

Opisane sposoby to sposób by odłożyć pieniądze. Równie ważną rzeczą jest jednak niewydawanie zbyt wiele w podróży. Jak to zrobić? Po pierwsze…

Jedź powoli

Ktoś napisał, że transport to największe koszty w podróży. Nie zawsze tak jest. Przemieszczanie się może być bardzo drogie lub bardzo tanie, zależnie od tego jak to robisz. Masz mało czasu, więc lecisz samolotem? Nie licz, że uda Ci się zrobić to tanio. Transport powietrzny zawsze pochłania największe sumy i jeśli latasz często, możesz oczekiwać, że będzie to główna kategoria Twoich wydatków. Zdarzają się rzecz jasna wyjątki, takie jak połączenia lotnicze za 100 zł na drugi koniec Europy, ale takich okazji jest niewiele i zazwyczaj trzeba polować na nie z wyprzedzeniem. Generalnie im szybciej się przemieszczasz, tym więcej płacisz. Z drugiej strony jeśli nie goni Cię czas, transport może być kompletnie darmowy.

Autostop działa różnie w różnych krajach, wszędzie jednak znajdzie się ktoś, kto pomoże podróżującemu. Całą Turcję przejechaliśmy autostopem, z autobusów korzystając tylko w miastach, pokonując w miesiąc około 3000 kilometrów. W Irackim Kurdystanie okazje łapali nam żołnierze na posterunkach drogowych. Przez nepalskie bezdroża wiozła nas, półtorej doby, karawana ciągników. Znaczną część Azji Centralnej przejechałem dzięki kierowcom samochodów i ciężarówek. Zwiedziłem tak również rumuńską Bukowinę i Maramuresz. Ta metoda przemieszczania się działa niemal wszędzie. Autostop działa nie tylko u nas, czy w Azji, da się nim jeździć po Australii, obu Amerykach, w Afryce podobno też. Założę się, że przy naprawdę dużej dozie samozaparcia dałoby się złapać stopa także na Antarktydzie.

W każdym kraju autostop ma swoją specyfikę i warto ją poznać zanim gdzieś wyjedziesz. Czasami działa świetnie, czasem gorzej, niekiedy kierowcy spodziewają się opłaty za podwiezienie. Nawet i to ostatnie udawało mi się jednak przeskoczyć. W Kazachstanie pytałem miejscowych „bezpłatnie można?” i okazywało się, że można prawie zawsze.

Jeśli nie uda Ci się złapać darmowej „okazji”, daj sobie czas by poznać, jak działa lokalna komunikacja. Niekoniecznie musisz przemieszczać się autokarami dla turystów, jeśli znacznie taniej będzie podróżowanie z miejscowymi. Może oznacza to, że będziesz podróżować wolniej, w ciasnocie i hałasie, ale to jest właśnie podróżowanie. Mówisz, że chcesz poznać inne kultury? Zrozumieć jak żyją ludzie na drugim końcu świata? Nie uda Ci się to, jeśli będziesz patrzył na nich z okna klimatyzowanego autokaru.

Jeśli mieszkasz w Polsce i chcesz spędzić dwutygodniowy urlop w Dubaju, prawdopodobnie nie uda Ci się dojechać tam za darmo. Ale jeśli dasz sobie czas – dużo czasu – możesz dojechać tam na rowerze, dopłynąć łodzią, przejechać się autostopem, poznając po drodze niezliczone ilości kierowców, którzy opowiedzą Ci historię swojego życia i wysłuchają Twojej. Wszystko to bezpłatnie lub bardzo tanio. Jest tylko jeden problem: nie możesz się śpieszyć.

W naszej kulturze popularne jest powiedzenie „czas to pieniądz”. Może takie podejście sprawdza się w biznesie, ale nie w podróży. W podróży czas to nie pieniądz. Czas jest za darmo. W dodatku niezależnie od tego ile pieniędzy wydasz, masz go do dyspozycji dokładnie tyle samo. Podróżuj więc powoli i świadomie, starając się żyć chwilą którą właśnie masz.

Śpij za darmo

To samo dotyczy spania. Możesz rozbijać się po świecie, płacąc co noc setki złotych za pokój w hotelu. Możesz też wziąć namiot i śpiwór, i być kompletnie samowystarczalnym. Co do mnie, lubię podróżować przez góry i tereny słabo zamieszkałe, własne schronienie jest więc idealnym wyborem na taką drogę. Możesz każdego dnia spać w innym miejscu, zawsze za darmo, budząc się i zasypiając zgodnie z rytmem natury.

W mieście sprawa nie jest tak łatwa, ale z pomocą przychodzą miejscowi. Kilkanaście razy w ciągu tej podróży korzystaliśmy z gościny ludzi, poznanych przez portal CouchSurfing. Umożliwia on zatrzymywanie się czyimś w domu lub mieszkaniu kompletnie za darmo. Czasem taka kilkudniowa znajomość może przerodzić się w przyjaźń na lata. Do dziś utrzymujemy kontakt z naszymi gospodarzami z Teheranu, którzy gościli nas u siebie kilkukrotnie podczas pobytu w Iranie. Jeśli planujesz poważniejsze podróżowanie, koniecznie zarejestruj się na CouchSurfingu.

A co jeśli pieniędzy brak, a na naszą prośbę o nocleg nikt nie odpowiedział? Cóż, taki przypadek spotkał mnie wielokrotnie. W takiej sytuacji rozkładam karimatę i śpiwór tam, gdzie się da. Pusty plac budowy, podmiejski las, zarośla nad rzeką, pusty wagon na bocznicy kolejowej – im dalej od przypadkowych oczu tym lepiej. Najdziwniejsze miejsce na nocleg jakie kiedykolwiek znalazłem? Spędziłem trzy noce, śpiąc w ruinach stadionu w centrum Kiszyniowa, a w polskich Tatrach przeczekiwałem ulewę w konfesjonale pewnej kaplicy. Spanie w takich miejscach wymaga jednak pewnej determinacji.

Podróżując nauczyłem się ufać ludziom. Wielu z nich chętnie dzieli się tym co ma. Kierowca w polskich Bieszczadach, który zabierał mnie na stopa, zaprosił do siebie na obiad. Na bezdrożach Pamiru, rodzina Kirgizów zaofiarowała mi nocleg, nie chcąc niczego w zamian. Z przypadkowo spotkanym Rosjaninem, który zabrał nas z drogi w okolicach Bajkału, spędziliśmy 4 dni Świąt Wielkanocnych. Świat jest pełen niezwykłych i dobrych ludzi, podróżując z małym budżetem prędzej czy później na takich trafisz.

Mołdawia – niespodziewany autostop i nocleg w bazie transportowej

Gdzie jeść?

Jedz lokalnie! To jedyna rada jaką dałbym osobie jadącej w podróż. Dlaczego?

Lokalne jedzenie jest zawsze tanie. Wytwarza się je na miejscu i przygotowuje często na naszych oczach. Pożywiają się nim miejscowi, nie leży więc długo i jest zazwyczaj świeże. A skoro żyją dzięki niemu miejscowi to i Ty też możesz. Na całym świcie znajdziesz miejsca serwujące takie pożywienie: małe bary, stragany, miejsca często wciśnięte w zaułki z dala od turystycznych dzielnic. Im bardziej zatłoczone tym lepiej, bo oznacza to dobre jedzenie. Ich właśnie warto szukać. Nie zawsze wyglądają najlepiej, ale nie o to chodzi.

Tradycyjny plov na tadżyckim bazarze

Wszędzie znajdziesz także miejsca przyszykowane specjalnie pod turystów. Ceny są tam wysokie, a jakość jedzenia wątpliwa. Często miejscowi nie mają pojęcia jak przyrządzić europejską potrawę, więc zamawiając pizzę w Indiach można się nieprzyjemnie zdziwić. W dodatku takie jedzenie musi dłużej czekać na klienta, przez co szansa złapania zatrucia idzie ostro w górę.

W krajach Azji najtańsze zakupy zrobisz na bazarach. W Europie czy Ameryce będą to supermarkety z „dolnej półki”.

Jeśli chcesz podróżować najtańszym kosztem możesz spróbować freeganizmu, czyli żywienia się tym, co zostawili lub wyrzucili inni. Kiedy moje finanse leciały na łeb, na szyję, dość skutecznie próbowałem tej metody w kilku krajach. Wyciąganie pożywienia ze śmietników to ostateczność, wystarczy jednak przejść się na najbliższy bazar, by zdobyć trochę warzyw, które tego dnia się nie sprzedały. Freeganizm jest znanym zjawiskiem w Europie Zachodniej i tam też najłatwiej przetrwać, żywiąc się tym, co wystawiono na tyłach sklepów.

Dźwigaj mało (ang. light & fast)

Przeglądanie katalogów ze sprzętem turystycznym może prowadzić do frustracji. Wydaje Ci się wtedy, że każda z rzeczy która oglądasz jest dokładnie tym, czego potrzebujesz. Najchętniej zabrałbyś ze sobą wszystko.

Po kradzieży plecaka jaka spotkała mnie w Kazachstanie odkryłem jak wielką przyjemność może dawać podróżowanie z lekkim bagażem. Wszystko czego potrzebowałem mieściło się w 50-litrowym plecaku. Śpiwór, maszynka gazowa i menażka, kubek, peleryna od deszczu, dwie ciepłe bluzy, zmiana bielizny, aparat fotograficzny i jeszcze kilka drobiazgów wystarczyły mi przez pół roku. Planując kolejną podróż już teraz wiem, że zabiorę w nią mały plecak, który po spakowaniu będzie ważył mniej niż 10 kg. Wyruszając w podróż warto mieć ze sobą dobry, sprawdzony sprzęt, odpowiedni do warunków jakich się spodziewamy. Ale czy musimy mieć go aż tyle? I czy musimy wydać na niego fortunę? Lekki kubek do herbaty wykonany z tytanu kosztuje 150 złotych. Zastanawiam się w czym jest lepszy od mojego plastikowego za 4 zł, z którym przejechałem 24 kraje?

Udawało mi się podróżować przez świat z dziennym budżetem rzędu 6-7 dolarów. Czy zobaczyłem przez to mniej? Oglądając zdjęcia i wspominając spotkania z ludźmi myślę, że wręcz przeciwnie.

Masz jakieś uwagi? Chciałbyś dodać swoje wskazówki? Skorzystaj z komentarzy poniżej.

Zobacz również

77 odpowiedzi

      1. Ja podróżuję. Z 25 litrowym plecakiem, autostopem, z 2kg namiotem. Wolność jaką czuję jest niesamowita. Jak mam dość życia w mieście, gdy przytłacza mnie materialność zabieram plecak i jadę

  1. Łukasz – super tekst!

    Z tym kubkiem jest prosta sprawa – plastikowego nie podgrzejesz na kuchence gazowej 😉 (a tak serio, osobiście nie korzystam z kubkow, wystarcza 1L garnek – idealny na herbatę/kawę i gotowanie wody).

    A taka druga uwaga – wszystko jest prawdą, tyle że wiele ciekawych miejsc nie jest zaludnionych. Więc jak chce się ponapierać i tak trzeba samemu tam dotrzeć, zabrać wcześniej jedzenie etc.

    1. Jasna sprawa. Chodziło mi oczywiście o porównanie, może trochę przejaskrawione. W tej drugiej kwestii zgadzam się, choć zdarzało mi się docierać w „trudne” miejsca bez większych przygotowań, na przykład w tadżyckim Pamirze. Natomiast gdyby miał to być długi i samotny marsz przez 2 tygodnie z dala od cywilizacji, na pewno przygotowywałbym się długo i nie spakował w 50 litrów. Długie trekingi to jednak trochę osobna historia, na ich temat można by pisać całe książki. Chociaż, jeśli wszystko pójdzie dobrze, jeszcze w tym roku ruszam na taki szlak.

  2. Witam
    Choć nie należę do entuzjastów spania po budowach (ani tytanowych kubków), to lubię takie opowieści. Nie zazdroszczę, bo lubię/lubimy podarować sobie odrobinę luksusu. 😉
    Z tym „paleniem” papierosów to dobre. W ten sposób wyjechaliśmy na Islandię. Po prostu zaczęliśmy „palić” po paczce dziennie, jak prawdziwi nałogowcy. 🙂 No i udało się. Polecam wszystkim narzekającym na brak pieniędzy takie wirtualne palenie.

  3. Lukaszu, chetnie zobaczyl bym taka 10kg liste sprzetu, ktory dzis zabralbys ze soba w taka 2 letnia wyprawe 😉 Podoba mi sie minimalistyczna filozofia, nie licze na az takie szczegoly jak w liscie sprzetu, ktory przez 2 lata woziles 😉 Dosc imponujace wyzwanie logistyczno-myslowe 😉

    1. W poprzednim wpisie Ania wrzuciła listę tego co ma ze sobą w Australii, więc wierzę, że to możliwe. Poza tym pomału szykuję się już do kolejnego wyjazdu, tym razem kilkumiesięcznego i na pewno będę pracował nad minimalizacją bagażu. Opiszę co uda mi się osiągnąć.

  4. Azja jest super ciekawa,ale uwazam ze Ameryka Lacinska i poludniowa jest niesamowita do tego jest tez bardzo tania i mozna ja przejechac bez problemowo

  5. Całkiem zgrabne podsumowanie 🙂 Ja mam kolo 12kg nawiasem mowiac lacznie z namiotem, karmiata, spiworem, garnkiem, 20cm nozem, butami trekkingowymi i komputerem (nie az takim malym) 🙂 Jedyne, co zle zrobilem podczas tej podrozy to to, ze wzialem 30 litrowy plecak, wszystko wchodzi – ale w razie roznych potrzeb, nie moge dorzucic za latwo dodatkowych rzeczy i tesknie za moim starym PRLowskim plecakiem ze stelazem – byl bardziej praktyczny 🙂

  6. A czy podróżując w ten sposób nie miałeś wrażenia, że kosztami swojej podróży obarczasz innych… to za darmo i tamto za darmo… ktoś jednak pracował po to aby to coś było…

      1. Absolutnie nie miałem, bo o nic nie prosiłem. Jedzenie? Kupione. Miejsce do snu? Nie należące do nikogo. Transport? Pociąg, autobus, autostop tam, gdzie był możliwy. Czy gdzieś tu jest jeżdżenie na sępa? Ten artykuł nie pokazuje jak jeździć za darmo – nie wierzę w jeżdżenie za darmo, bo zawsze ktoś ostatecznie płaci np. za Twoje jedzenie. Pokazuje raczej jak ułożyć sobie życie i podróż, by kosztowały nas jak najmniej.

  7. Kulfon, a czy Ty gdy komus oferujesz pomoc w jakiejkolwiek formie, to czy bierzesz ten argument pod uwage? Ludzie sa czesto bardzo szczesliwi, ze moga pomoc innym, tak jak i my sami – mam nadzieje, ze Ty tez, nawiasem mowiac. A my, Ci akurat bioracy, powinnismy zawsze patrzec sie, jak mozemy sie odwdzieczyc, a nie tylko brac. Wierz mi, dajacy latwo potrafia to zauwazyc i bardzo to docenic. W skrocie: pomagajac sobie nawzajem, jako globalna spolecznosc – nie stracimy, bo ktos ekonomicznie mniej wytworzy i ktos inny mu da, a wrecz przeciwnie – zyskamy, wiecej spolecznego zaufania, dobroci i checi pomocy. I wlasnie o to chodzi 🙂
    PS Oczywiscie jest cala masa ludzi, ktora tylko chce brac dla brania i sama ma malo do zaoferowania, a wrecz nie chce oferowac. I wowczas jest kiepsko, a nawet bardzo kiepsko. Poznajac takich ludzi po prostu z nimi rozmawiajmy 🙂

  8. Wszystko fajnie pięknie jeśli idzie o organizowanie sobie tego wszystkiego przed wyprawą ale to działa praktycznie tylko wtedy, gdy mieszka się samemu, ewentualnie z dziewczyną/żoną ale już bez dzieci. Tego typu imprezy, mając rodzinę, raczej nie wchodzą w grę – choć oczywiście znajdą się rodziny podróżujące po dalekich krainach, niemniej jednak troszeczkę w innej formie się to odbywa. Właśnie, powiedz czy Ty siebie widzisz w takiej roli? W roli męża, ojca? 🙂

    Piszę na własnym przykładzie, bo sam mam 2 małych dzieci i pomimo, że podobają mi się opisywane przez Ciebie wyjazdy, to jednak w mojej sytuacji kilkumiesięczna włóczęga odpada i muszę się decydować na inne, podróżnicze warianty. Nie ma szans aby odkładać, rzucić wszystko w przysłowiowe ,,pizdu” i jechać – nawet w imię spełniania marzeń 🙂 Zbyt duże brzemię odpowiedzialności jakby nie patrzeć ciąży.

    Tak po za tym, aby nie było tylko i wyłącznie narzekania, to opis pomocny i fajny. Osobiście aż takim ascetą chyba bym być nie mógł, bo jednak internet mną zawładnął i ciężko by było ograniczać się tylko do biblioteki. Generalnie czytając Twój tekst, przynajmniej ten fragment o prowadzeniu się przed wyprawą, rzeczywiście można stwierdzić, że miałeś nudne życie, ale z drugiej strony jest to chyba kwestia przyzwyczajenia.

    Jeszcze na koniec: chyba jednak troszeczkę warto gromadzić dobra. Ty tego do grobu nie weźmiesz, ale skorzystają kolejne pokolenia, im może być łatwiej. Samolubnie troszeczkę zabrzmiało 😉

    pozdrawiam!

    1. Potwierdzam, organizowanie podróży jest o wiele łatwiejsze gdy podróżuje się samotnie. Spotykałem jednak na swojej drodze podróżujące rodziny, relacje kilku z nich śledziłem w sieci. Oczywiście nie wyobrażam sobie jechania z małym dzieckiem w góry wysokie, na długi marsz przez amazońską dżunglę itp. Ale spośród europejskich i azjatyckich krajów, jakie odwiedziłem, około 80% spokojnie mogłoby stać się celem takiego rodzinnego wypadu. To chyba dość dużo?

      Ostatnio spotkałem się z koleżanką, aby porozmawiać z nią o możliwości zabrania jej 4-miesięcznego chłopca do Indii. Mnóstwo osób powiedziałoby: hałas, brud, choroby, stanowczo nie jechać! A przecież dzieci są wszędzie i przy niewielkich przygotowaniach można z nimi podróżować również w takie miejsca jak Indie.

      Sądzę, że wszystko, ale to wszystko, jest kwestią priorytetów. Tego co uważasz w życiu za najważniejsze. Jeśli marzysz o tym, by zapewnić Twoim pociechom edukację i materialne bezpieczeństwo, podróż dokoła świata razem z nimi będzie Ci się wydawać lekko szalonym pomysłem. Z drugiej strony, wyprawa przez różne kraje i kultury może nauczyć więcej niż cały rok chodzenia na lekcje geografii. Podróżowanie to lekcja zrozumienia, kreatywności i zaradności, moim zdaniem dużo lepsza niż jakakolwiek szkoła.

      Gdybym sam był ojcem – cóż. Więzi rodzinne to nie tylko wychowanie w domu. Osobiście nie miałbym problemu z podróżowaniem np. na stopa z synem. A później pozwolił wybrać mu własną ścieżkę.

      1. Wszystko ładnie pięknie. Ale dzieci, szczególnie małe potrzebują okresowych kontroli lekarskich, które pozwalają na śledzenie rozwoju. W podróży jest ciężko. 4-ro miesięczne dziecko dopiero się kształtuje. Taka podróż będzie dla niego bardzo wyczerpująca i może go narazić na urazy. Po za tym, nie wyobrażam sobie zabierania tony pieluch i innego oporządzenia do obsługi dziecka. Maści, kremy, balsamy, czyste ciuszki, itp. Są to rzeczy używane kilka razy dziennie. A gdzie prać ubranka malca? Nie oddasz ich do pierwszej lepszej pralni.
        Włóczęga z małymi dziećmi więc odpada. No chyba, że ktoś nastawia się na hardkor i narażenie bobasa na dolegliwości.
        Wiem, są tacy co tak robią lub zaraz ktoś napisze, że dzieci żyją wszędzie. Tak, ale w jakich warunkach i czy wychodzi im to na dobre. No i czy warto narażać dzieciaka.
        Starsze dzieciaki potrzebują nauki w szkole i gadżetów (niektórych bez przesady, ale ), po to żeby nie odstawały rozwojem od rówieśników. Łatwo jest żyć bez TV, internetu, zabaw i gier (konsoli), Tak, ale nam. Starszym i mającym wybór.
        Dzieci na początku nie zwrócą uwagi na rzeczy, których im nie kupujemy.
        Nie widząc ich nie mają pojęcia co tracą. Do póki nie podrosną i nie zostaną wytknięte polcem przez inne dzieciaki.
        Powód? Zacofanie w edukacji elektronicznej.
        Nie wyobrażam sobie, żeby córka chodząca do przedszkola nie miała styczności z TV i zabawkami. Tylko dla tego, że musi być w podróży z rodzicami.
        W brew pozorom jak ją obserwuję, to z bajek na TV i przedszkola sporo się nauczyła.
        Teraz dzieciaki nie latają po podwórkach. Po za przedszkolami, szkołą i TV nie mają styczności ze światem tak jak my kiedyś.
        Córka ma dopiero 3.5 roku, a sami z żoną nie dali byśmy rady nadążyć z edukacją.
        Ja w jej wieku nie miałem nawet w domu telefonu, a ona ma własny tablet.
        Może to zbędny gadżet, ale takie małe dziecko potrafi włączyć sobie grę ( oczywiści odpowiednią do jej wieku ) lub film z bajkami.
        Siostry malec wychowuje się bez ojca ( okazał się dupkiem ) a matka ledwo nadąża z utrzymaniem domu. Mały jak przyjedzie, to aż łaknie nowości. Jest starszy o rok, a różnicę widać.
        Czasy się zmieniają i trzeba naszym dzieciom dać grunt pod przyszłe życie.
        Brak stabilnego i stałego punktu jakim jest mieszkanie, to duży błąd.
        Nie każdy ma możliwość kupić, ale przynajmniej możemy spróbować dziecku zostawić to, w którym my teraz mieszkamy.
        A dzieciaki i tak z czasem nam będą wypominać, że nie zostawiliśmy im fortuny.

        Lubię czytać sprawozdania takie jak Twoje Łukaszu, ale gdy będziesz miał swoją pociechę, na pewno zmienisz nastawienie do tego typu wypraw.
        Ja też gdy nie miałem rodziny, włóczyłem się i czasem imprezowałem.
        Teraz liczy się tylko dobro córki.

        1. Nic nie napiszę, bo nie mam doświadczenia z dziećmi, ofkors. Polecam jednak lekturę bloga mojej znajomej, Ani Alboth (http://thefamilywithoutborders.com/pl/) albo blog Mariusza (http://www.wpzs.pl) lub Ani i Krzysztofa Kobusów (http://www.malypodroznik.pl/). Myślę, że rozwieją wiele wątpliwości. Od siebie dodam tylko jedno. Dzieci podróżujące z rodzicami, jakie spotykałem w drodze, umysłowo rozwijały się lepiej niż rówieśnicy. Chyba to kwestia tego, że ich umysł stymulowany jest wieloma bodźcami, podczas gdy szkoła i TV to bodźce, które się powtarzają. Nie chcę ferować wyroków, bo każdy człowiek rośnie i rozwija się inaczej, ale takie są na razie moje obserwacje.

        2. Czytam ten wpis już drugi raz – teraz po kilkunastu miesiącach jest nie tylko aktualny – bo będzie jeszcze długo, ale wręcz na nowo go odkrywam.

          Jeśli ktoś myśli, że z małymi dziećmi nie da się podróżować to mało powiedzieć że jest w błędzie. „Zapas pieluch” czy różne gadżety jakie są rzekomo niezbędne dziecku to kit! Dziecko potrzebuje rodziców / rodziny aby dobrze funkcjonować a nie tabletu aby używać go lepiej niż starsi koledzy. No z resztą to też zależy kogo w efekcie końcowym chcemy wychować…
          Sami planujemy wkrótce kolejny wyjazd już z trójką dzieci i nie wydaje mi się aby to był jakiś straszny błąd czy brak odpowiedzialności – do tego wyjazdu pierwsze przygotowania zaczęliśmy 1,5 roku temu (czyli jakiś miesiąc po powrocie z eskapady jeszcze w czwórkę). Jeśli dobrze się przygotować to nie jest to nic strasznego, a i nie trzeba brać zapasu pieluch czy niewiadomo ilu GB bajek dla maluchów. One i tak najlepiej będą bawić się patykiem i kamykami 🙂

        3. Bo widzisz Żądło ty zagubiłeś się być może już na tyle w tym świecie że telewizor stał się takim twoim okienkiem na świat. TV, tablety.. żyjesz wg. pewnego schematu które stworzyły ci media, społeczne normy itd. Wydaje ci się że te gadżety uczą dzieci, ale dzieci uczą się poprzez odkrywanie świata, tego co ich otacza, eksperymentują.. to ich uczy przystosowania. Dzisiejsza młodzież robi się upośledzona przez technologie. I weź też pod uwagę że w wielu krajach dzieci nie mają tego co ty tu opisujesz a cieszą się dużo większym zdrowiem, a nie zepsutym wzrokiem, słabą odpornością czy wadami kręgosłupa od siedzenia przed laptopem.

          Ćwierk widzisz bo ktoś może to postrzegać jako nudne życie ale to jest kwestia świadomości. Ktoś będzie żył przez całe życie w jednym miejscu, prowadząc schematyczne życie, zbierając kolejne teoretycznie potrzebne dobra.. a ktoś inny zrozumie że to go tylko ogranicza, w pewien sposób zniewala by zrobić w tym życiu coś ponad normy, np. ruszyć w świat z plecakiem, gdzie może 1% ludzi będzie miało do tego odwagę.

    2. Nie da się? Wszystko się da jak się chce.
      Oczywiście wymaga to większej logistyki i o czym pisał Łukasz, innego rodzaju wypraw. Ale jest mnóstwo rodziców, którzy realizują swoje marzenia razem z maluchami, pokazując im piękno i różnorodność świata, nie tylko na kolorowych obrazkach TV.

      Nie chodzi też chyba o to, żeby porywać się od razu na jakieś ekstremalne eskapady, ale o bycie razem w drodze, co niesamowicie zbliża i tworzy unikalną więź, którą trudno zbudować jest w zagonionym codziennym życiu.

      Polecamy nasz artykuł nie tyle o tym skąd wziąć pieniądze na wyjazd, ale jak taki wyjazd tanio sobie zorganizować.
      http://kajtostany.peron4.pl/2013/12/20/niskobudzetowa-jazda-z-dzieckiem-czyli-rozstrzygniecie-4-edycji-paragoniady/

      1. Dodam od siebie jeszcze jedno: im więcej obserwuję współczesne dzieci tym bardziej radykalne mam zdanie na temat współczesnej edukacji, która zabija kreatywność, zamiast ja wzmacniać. Podróże są dużo lepszą szkoła niż ta tradycyjna, a dzieci które spotykałem w podróży niemal zawsze okazywały się bardziej zaradne, ciekawe świata, kreatywne, spontaniczne i otwarte na nowości niż wychowywane według szablonu „dzieci szkolne”. Dobrym przykładem tego jest film na temat „hakowania” szkoły i tego, jak powinna wyglądać nauka dzieci.

        Dlatego ciekawą podróż cenię sobie dużo bardziej niż zdane egzaminy i zdobyte certyfikaty. Dobrym przykładem jestem ja sam: to nie szkoła ani studia pchnęły moje życie na obecne tory – zrobiła to wyprawa Łukiem Karpat w 2004 roku, a potem fascynująca praca w organizacji pozarządowej.

  9. To o czym piszesz dotarło do mnie po mojej pierwszej podróży. Po wielu latach gdybania, że może by spełnić moje wielkie marzenie, wreszcie się odważyłam… i po powrocie z Afryki do domu zmieniłam totalnie podejście do życia (ku przerażeniu mojej rodziny) bo jak to nie potrzebujemy nowych telefonów… jak to nie możemy mieć tylu kanałów TV i jeszcze wiele razy padało to „jak to”. Tak samo reagowało tez wielu moich znajomych… to jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że będę częściej się uśmiechała i poczuje się szczęśliwsza jeśli zacznę tak żyć. Dzieciaki sie przyzwyczajają, kolejne podróże za mną… No i wielkie marzenia w głowie :D. Pozdrawiam serdecznie.
    I wanna (bo jak chcę to znaczy że mogę)

  10. Dobrze było to przeczytać. Na początku miałam prosty pomysł: wyjeżdżam, a teraz zaczęłam powoli gubić się w tym wszystkim,w radach znajomych, rzeczach które chciałabym mieć, pieniądzach- coraz więcej ich potrzebuję, a podróż miała być jak najbardziej niskobudżetowa…

    Nauka języka, kasa potrzebna na konieczne wydatki, kilka rzeczy, sporo info i trochę odwagi. Wystarczy. I nie zapomnienie o tym, po co się wyjeżdża- żeby po prostu być, jechać, iść, rozmawiać, poznawać i smakować. Dla tych rzeczy samych w sobie, nie dla kolekcjonowania przeżyć, zdjęć i ilości odwiedzonych krajów..

  11. Doprawdy inspirujące. Tak bardzo się cieszę, że zaczynam myśleć w podobny sposób. Z pewnością pokrzepi mnie to przy mojej pierwszej wyprawie do Azji. Pozdrawiam i życzę sukcesów.

  12. Dosłownie 'pochłonęłam’ ten artykuł. Czytając go, miałam tylko jedno w głowie: 'ten gość to ja, tyle, że facet’. Naprawdę. Mam identyczne podejście do podróżowania i Twój artykuł bardzo podniósł mnie na duchu. Podałam Ci moją stronkę internetową, bo wraz z Nowym Rokiem postanowiłam na poważnie zająć się tematem mojego największego marzenia, czyli…uwaga uwaga surprise… PODRÓŻOWANIA 🙂 Jedyna różnica między jest taka, że ja nie będę jeździć sama, a z mężem i z 3-letnią córcią, co traktuję tylko jako dodatkowe wyzwanie 🙂
    Tak jak napisałam wcześniej: bardzo podniosłeś mnie na duchu, bo niestety jak czasem pomyślę o kwestiach finansowych, to ogarnia mnie rozpacz i durne przeświadczenie, że nigdy nigdzie nie pojadę, bo nie zarabiam kokosów. A ludzie tacy jak Ty, na nowo wlewają w me serce nadzieję. I muszę się pochwalić czymś, co w moim przypadku jest wyczynem: jako, że jestem nie tylko zapalonym podróżnikiem, ale też zapalonym koncertowcem (taki ładny neologizm :D), jeszcze do niedawna nie byłam w stanie wyobrazić sobie, że mogłabym zrezygnować z koncertu, na który czekam już od pół roku. A jednak! Stało się! W tym roku odpuszczam zarówno Impact Festival jak i Iron Maiden. Z bólem serca, ale w imię wyższego celu 😀 Mam nadzieję, że za pieniądze, które chciałam wcześniej przeznaczyć na bilety i dojazd na te imprezy, kupię faktycznie bilety do Gruzji lub innego wspaniałego kraju. W ogóle to zapraszam serdecznie na naszą stronkę. Jest ona dopiero w powijakach, jako, że założyliśmy ją w zeszłym tygodniu, ale można się na niej dowiedzieć czegoś więcej o nas i naszych planach.
    Twój artykuł zainspirował mnie do tego stopnia, że, jeśli pozwolisz, chciałabym w swoim nowym poście Cię zacytować.
    Pozdrawiam serdecznie, życzę wielu wspaniałych przygód i podróży, proszę – trzymaj za nas kciuki i kto wie? Może spotkamy się kiedyś na szlaku? 🙂
    Asiok:)

    1. Jak widać są rzeczy ważne i ważniejsze, a loty do Gruzji ostatnio staniały 🙂 Dziękuję, fajnie jest jeździć po świecie, ale równie fajnie jest inspirować innych ludzi do marzeń. Powodzenia zatem i do zobaczenia w drodze!

  13. Wielu ludzi nie podróżuje, gdyż uważa, że to jest strasznie drogie. Ten artykuł pozwala rozwiać wątpliwości tych, którzy nie mają bogatych rodziców 🙂 Naprawdę wystarczy tylko chcieć poznawać świat. Tanie bilety, namiot, czy nocleg z CS i za niewielkie pieniądze możemy przeżyć coś wspaniałego.

  14. Pragnę zapytać jakiego sprzętu fotograficznego używasz w swoich wyprawach. Jaki aparat, jakie obiektywy zabierasz z sobą ? Dziękuję za odpowiedź. Pewnie później rozwinę swoje przemyślenia po tym jak przeczytałem fragmenty tego bloga. Nie wiem czy mam jeszcze szanse , zdrowie … ale być może któregoś dnia wstanę z fotela i wyjdę z domu … na dłużej.

    1. Poprzedni aparat padł ostatecznie w Tajlandii i tam, dzięki pomocy znajomych, kupiłem nowy. Prosta lustrzanka klasy amatorskiej, ściślej EOS 550D. Do tego 3 obiektywy dające pełne pokrycie od 10 do 200 mm. O sprzęcie może jeszcze napiszę przy okazji.

  15. Dzięki. Mam nadzieję, zobaczyć się z Tobą w Gryfinie 01 marca 2013 r.
    Pozdrawiam serdecznie … i podpowiadam, napisz coś o sprzęcie foto w podróży.

  16. Tak dokładnie, jak najmniej zobowiązań i świat to mój dom 🙂
    mam rok podzielony na 3 części: wiosną pakuje się do kampera i tanio żyję głównie w mieście ale i wypady do sąsiednich z carpoolingiem się zdarzaja, naprawdę w PL da się żyć za 300-400pln/miesięcznie a jak to uruchamia kreatywność i ile czasu wolnego i ile nowych znajomości!
    Potem przesiadka na żeglowanie aż się sezon skończy i potem powrót do kampera i dumanie co w danym roku na zimę…
    W tym wyszło tani samolot do Barcelony i włóczęga i rewizyta u gości z CouchSurfingu, a co w kamperze też mogę gościć 🙂
    Nie interesuje mnie posiadanie ani emerytura i żyje sobie tak jak chce i to się liczy, spojność wewnętrzna, pan własnego czasu, swoboda i naturalny rytm.
    Lepiej się przygotować na nadchodzącą sharing economy, to naturalny trend teraz i nie ma co zawracać kijem …. (tu wstaw swoją rzekę 😉
    aaaa zajebiste na Costa Brava zimą jest to, że działają prysznice i można spać nad morzem bez namiotu, tylko termoaktywna bielizna i wio. I w morzu też da radę się wykąpać.
    pozdrawiam wolnych ludzi

  17. Piękny tekst, mogę podpisać się pod prawie każdym słowem. 10 kilogramowy plecak w górach- wliczając w to jedzenie na kilka dni i trochę wody to wyzwanie. Trzymam kciuki. Kubek- ja mam metalowy za 3 zł. Ze sklepu z tanimi rzeczami. Waży 80 gram i można w nim gotować. Jako przykrywka pasuje zakrętka od słoika 🙂
    Tym którzy nie mogą się wyrwać na tak długo pozostaje jeszcze Europa.Tu też mamy trochę fascynujących a nawet niemal bezludnych miejsc.
    pozdrawiam!

  18. bardzo podoba mi się idea grzebania w śmietnikach w poszukiwaniu żywności – masz więcej takich rad? a co sądzisz o żebraniu, prostytucji?

    rozumiem ideę taniego podróżowania ale „dziadowanie” się do niej nie zalicza…

    1. Znam człowieka, który przewędrował w ten sposób Europę, idąc 4,5 miesiąca do Santiago de Compostela. Napisałem o tym jako jednej z opcji, jeśli jest Ci obrzydliwa, nie ma obowiązku korzystania z niej. Na szczęście jest też „drobna” różnica między korzystaniem z jedzenia, którego ktoś się pozbył, a prostytucją. Swoją drogą, ciekawe jakie komentarze pojawią się pod wpisem o takim odżywaniu za darmo, który planuję tu opublikować 😛

  19. W czasie studiów byłam freeganką – moim zdaniem to dobry pomysł-np. w kontenerach przy marketach typu tesco, real albo netto znajdowałam pomidory, paprykę pieczarki w opakowaniach, na tackach, wyrzucone kilka godzin czy dzień wczesniej bo termin minął czy jedno z warzyw było lekko zgniecione. I co ktoś mi powie że miałam nie skorzystać? Dodawałam do tego przyprawy gotowałam czy dusiłam i miałam na kilka dni sos do ryżu czy kaszy-lub zagotowywałam w słoiczki na czarną godzinę i miałam taki domowy uncle bens 🙂 jak napisałam o tym na fb to wielu znajomych pisało „jak tak można” etc. Ale ja leję na to co inni powiedzą, żyję po swojemu, a nikomu tym krzywdy nie robię. Pozdrawiam ciepło – może w czasie podróży znów skorzystam z freeganizmu – teraz mieszkam na wsi i mam swoj ogrod pelen łakoci spod wlasnej hodowli 🙂 Jakby ktos jechał do Karpacza na śnieżkę albo do Szklarskiej Poręby to zapraszam na nocleg lub pyszny domowy obiad:) jakby co jestem na hospitalityclub.org 🙂

  20. Z powodu ostatnich różnych przejść dawno nic nie pisałam tu u Ciebie-forgiw mi;) oczywiście że stanę po Twojej stronie 🙂 freeganizm to po prostu bardzo ekonomiczne moim zdaniem rozwiązanie – głupszym rozwiązaniem moim zdaniem jest pojsc do marketu i dac 3zł zakg bananów niż wziasc je po prostu za darmo – tyle tylko ze nie sa ladnie wyeksponowane na polce. Popieram zawsze i wszędzie 😀

  21. Bardzo ciekawe. Ja luksusów w podróży nie potrzebuję, ale spać gdzie popadnie po prostu się boję. Sama młoda dziewczyna… nie chcę ryzykować.

  22. Napisałeś, że korzystasz z internetu w bibliotekach. Proponuje zamówić kartę aero2, dzięki której do końca 2016 r. można surfować po internecie za darmo. Karta z przesyłką kosztuje ok 30 zł i działa przy użyciu najzwyklejszego smartfona.

  23. Bardzo podobal mi się opis wyzwolenia się z bezmyslnego posiadannia dóbr, minimalistycznego pakowania plecaka ale 🙂 myslę, że leprzy jest lekki blaszany kubek nieparzący ( za grosze chyba w Decathlonie ) i uważam łyzkę za obowiazkową część mojego ekwipunku. spanie byle gdzie w np. Indiach wydaje mi się niebezpieczne. Nie wspomnę juz o żywieniu się na smietnikach czy niedojedzonymi resztkami – wstyd było mi to czytać ! wszystko mozna zawoalować ładnymi słowami – freeganie, rozumiem, mozna zywić się dziko rosnącymi roslinami, obitymi warzywami z supermarketu, czerstwym pieczywem z tyłu sklepu – ale ze smietnika ??? niedojedzonymi resztkami w knajpie??? – przestałeś mi się podobać !!!

    1. zoja29 to co wypisujesz to jakieś kompletne bzdury… byłeś/łaś choć raz na wypadzie freegańskim? ja choć nie często korzystam z tego typu działań i wiesz co….. żyje i mam się dobrze. wcale się nie pochorowałam po takim jedzonku, nie śmierdziało i było smaczne. jak jesteś taki ograniczony/a żeby nie rozumieć, że freeganie to ludzie rozsądni i myślący to już twój problem.

    2. Wstyd Ci było to czytać? Mi jest wstyd za naszą bezmyślną cywilizację, która niestety wznosi MIEĆ nad BYĆ i produkuje tyle zbędnych rzeczy, które niestety lądują w bliżej nieokreślonym miejscu (tudzież określonym we wczesnym etapie jako śmietniki). Fajnie, że są ludzie, którzy potrafią szukać oszczędności i sposobu na życie w takiej formie. To nie jest wstyd! Sama żałuję, że dopiero teraz zgłębiam ten temat. Wyszło to z tego, że niedługo wybieram się w podróż i aby oszczędzić, chcę korzystać chociażby po części z freeweganizmu. Dało mi to do myślenia, że jesteśmy przyzwyczajeni do dostawania wszystkiego na tacy, wystarczy tylko rzucić monetą…

  24. Pominę milczeniem mądrości zoja29, ale zapytam się o jedną rzecz, która jest niezbędna w łażeniu.
    Powiedz mi, gdzie się myjesz, jak utrzymujesz czystość ubrania, czyli gdzie pierzesz?
    Nie ma też co się ścigać z minimalizmem, ale ma mam taki pomysł na tanie podróżowanie; ubierać się podobnie do lokalsów, może wtedy będzie bezpieczniej.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę nieustających podróży.

  25. Wpis fajny, inne też, dużo ciekawych pomysłów, no choć ja lubię się czasem wykąpać pod prysznicem z ciepłą wodą w trakcie podróży. Wielka podróż -marzenie – warto odkładać, ale czy warto tracić swoje tu (w tym spotkania, wyjścia do kawiarni, kina, pubu) na rzecz tego tam? czy to tam zawsze jest więcej warte niż tu? Chciałam się odnieść do fragmentu Twojego wpisu o nie chodzeniu do pubów, teatrów itp. w domu, a do jedzenia i poznawania życia miejscowych „tam”. Świetnie jest poznać innych ludzi, inne krajobrazy, inną kulturę, ale też nasza własna obok domu ma nam coś do zaoferowania i może nas czymś zaskoczyć, o czym często zapominamy. Ale każdy ma swoją hierarchię potrzeb i wartości. Jeszcze ostatni temat do jakiego chciałam się odnieść to jest minimalizm i zbędność rzeczy. Nie będę ukrywać lubię przedmioty, ale przeżycia też są ważne. Tylko, że kupując mało, chodząc tylko do biblioteki nie dajemy zarobić innym na ich ciężkiej pracy, na ich własne marzenia. Chciałam polecic książkę, która dała mi nieco inne spojrzenie na zakupy, płacenie i oglądanie filmów w internecie: Wojciech Orliński „Internet, czas się bać”

    1. O kupowaniu w ogóle mógłbym napisać wiele, odnosząc się do eksploatacji pracowników czy środowiska, ale nie wiem czy to odpowiednie miejsce. Generalnie staram się kupować jak najmniej, a jeśli to robię – patrzę czy moje pieniądze trafiają do tych, którzy rzeczywiście na nie pracowali.

      A hierarchia potrzeb? Tak, zdecydowanie wolę dzień w podróży bądź górach niż wieczór w klubie, kinie bądź teatrze. Podróż jest dużo lepszą nauczycielką niż najlepsza instytucja kulturalna, więc wole inwestować właśnie w nią.

  26. A ja bym chętnie przeczytała wpis na ten temat. Czytam Twojego bloga nie tylko ze względu na podróże ale także Twój światopogląd, który bardzo cenię. Twój wpis o freeweganiźmie był znakomity dlaczego nie o świadomym kupowaniu, to także dotyka tematu jak zyskać środki na podróż,jak żyć świadomie. Mam nadzieję,że kiedyś znajdziesz pretekst na taki wpis. Pozdrawiam gratuluje Kolosa:)

  27. Wszystko o czym napisał Łukasz wyżej, jest czystą prawdą. Niestety a może właśnie dobrze mało jest ludzi tak myślących. Oszczędzanie na wymarzoną podróż opisał świetnie Fran Sandham w swojej „Samotnej wędrówce przez Afrykę”. Osobiście (mam 40lat) prawie każdy wyjazd w góry Europy,dłuższe jazdy rowerem po Polsce i w mniejszym stopniu po Europie czy ostatnio Gruzję zrealizowałem w podobny sposób. Freeganizm w czystej formie jeszcze przede mną, ale od kilku lat korzystam z dobrodziejstw matki natury w ziołolecznictwie – polecam „Aptekę Pana Boga”. Szkoda że wcześniej nie czytałem tego wpisu bo w Szklarskiej długo szukałem przemoczony taniego noclegu zanim trafiłem do Chatki Rumcajsa. Podrawiam!

  28. Fajne wpisy! Akurat również przygotowywuję się do dłuższego wyjazdu,jeżeli mógłbym się odnieść do tekstu powyżej, to jak to w końcu wygląda, masz lekki plecak do 10kg + namiot czy jednak uważasz,że namiot jest zbędnym balastem? Jeżli mógłbyś polecić jakiś namiot byłbym wdzięczny.Sprawa kasy, myślisz,że 10k zł to mało na dłuższą włóczęgę ? Pozdrawiam

  29. jeszcze jedno pytanie, jaki bank polecasz jeżeli chodzi o trzymanie gotówki, bo rozumiem,że najlepszą walutą będzie dolar?Czy ubezpieczasz się na czas podróży i tutaj również prośba o polecenie jakiejś opcji 😉

  30. Tekst mimo dawnej publikacji wciąż bardzo ciekawy i motywujący, ale gryzie mnie jedna rzecz. Nie wiem czy kwestią do dyskusji jest to jak rozpocząć podróżowanie i jak na niej przetrwać – bo będzie to zawsze jakąś wynikową dotychczasowego życia – niektórzy mają łatwiej, niektórzy trudniej – mnie natomiast zawsze stopuje to co będzie po zakończeniu podróżowania…Czy rynek przyjmie te setki podrózników z ich prelekcjami czy artykułami ? Aktualnie żyjemy w kraju, w którym efektywność w oczach ewentualnych przyszłych pracodawców kończy się na 30 roku życia. A jeśli mówimy w kategoriach wiecznej tułaczki i nie powracania już do dotychczasowego życia – to czy tułaczka – w coraz starszym wieku zapewni ciągłe jej finansowanie? Może myślenie o przyszłości kiedy jesteśmy w sile wieku jest błędem – też chciałbym stosować zasadę 'być a nie mieć’ – ale jednak co później ?

  31. Jak zwykle rady dla rozpieszczonych dzieciaków, które mają darmowe mieszkanie od rodziców.

    Jak ktoś dostał darmowe mieszkanie to nawet za średnią krajową może zwiedzić cały świat bo dzięki hojnemu prezentowi od rodziców dostał na tacy 12.000 złotych rocznie – gdyby musiał wynająć choćby najskromniejszą kawalerkę to sam wynajem pochłonąłby co najmniej 1.000 zł miesięcznie więc 12.000 złotych rocznie.

    Znam mnóstwo takich „globtroterów” ze średnią krajową, ale mając darmowe mieszkanie to każdy głupi byłby w stanie podróżować nawet zarabiając jakieś śmieszne grosze. Bohaterzy dzięki mieszkaniu od rodziców.

    1. Hm. A co z tymi, którzy przez lata pracowali ciężko na etacie i odkładali na dom albo cały czas spłacają kredyt? Zamiast machnąć ręką, że „inni mają lepiej” warto uwierzyć, że można realizować marzenia. A potem zacząć to robić 🙂

  32. Zależy gdzie jeździmy, są kraje gdzie podróż i życie jest na prawdę drogie, a są takie kraje gdzie warto wyjechać na starość i zostać.

  33. Potwierdzam, da się bardzo tanio podróżować, ja wydałam w 2,5 miesiąca w Indiach i Nepalu jakieś 4 tys. złotych, licząc z biletem na samolot który kosztował 1500 zł. Zawsze mnie śmieszy, jak czytam w przewodniku że „da się jeździć tanio, tanio czyli za min. 15 dolarów dziennie”. Pfff!!

  34. Bardzo fajne rady 🙂 Ja zawsze przed jakimkolwiek wyjazdem staram się zapoznać z kulturą danego kraju – teraz będzie bardzo fajny festiwal dotyczący kultury azjatyckiej – Fest Asia (25-26 kwietnia, Warszawa) polecam się wybrać, jak ktoś chce zwiedzać Azję. Ja sama planuję… kiedyś tam się wybrać 🙂

  35. Wow, ale super się czyta ! Człowiek dostrzega, jak wielu ludzi jest uzależniona od tu i teraz – niech inni odkrywają to, co nieodkryte. Niech się włóczą po świecie, śpią nie wiadomo gdzie, jedząc nie wiadomo co, itd, itp.
    Cóż każdy z nas jest inny i ma inne podejście do życia i nie można negować czyjejś wypowiedzi ( mam na myśli autora tego artukułu ), tylko dlatego, że my sami postrzegamy coś inaczej. Nie wychowywanie dzieci miał na myśli autor, pisząc te słowa, ale to, by podzielić się z innymi, jak On zabierał się do swoich wędrówek ( może akurat komuś, by tym pomóg ) i to jak mniemam było intencją autora.
    A tu proszę, zaraz obiło się o dzieci, rodziny i wszystko inne, czym człowiek tylko może się wymigać – każdy powód jest dobry – jeśli czegoś nie chemy zrobić.
    Osobiście artykuł uważam za bardzo udany, jest cała masa młodych ludzi, którzy wybierają się gdzieś po raz pierwszy i kto ma im w tym pomóc, jak nie internet…przecież dorośli są w tych czasach za bardzo zajęci zarabianiem pieniędzy, żeby starczyło na co ma starczyć. Ale tego tematu lepiej nie będę poruszał.
    Za moich młodych czasów ( obecnie 50 na karku) nie było takiej pogoni za dobrami doczesnymi. Człowiek żył bez tego ciągłego pędu.
    My swoje dzieci ( już dorosłe ) wychowywaliśmy też bez ciągłego przesiadywania przed telewizorem, bo tak wygodniej (komórek i całej tej elektroniki, jeszcze wówczas nie było w takim natłoku, jak obecnie). Co do szkoły i nauki w terenie (czytaj wycieczki) też uważam, że te drugie mają lepszy wpływ na rozwój dziecka, niż lekcja geografii. Ale to też tylko moje zdanie na ten temat, do czego mam prawo, jak każdy z nas do swojego.
    Obecnie ( świadoma decyzja ) przyszedł na świat jeszcze jeden malutki szkrabik ( już nie szkrabik, bo ma prawie 3 latka ) i też nie ma mowy o tym, żeby siedział przed iPadem ( choć potrafi się nim posługiwać – oczywiście, jak na swój wiek ), czy inną elektroniką, którą chłonie, jak gąbka. Ale wystarczy zabrać go do lasu i spojrzeć na jego radosną buzię, jak dorwie się do patyków, czy kamyczków. Nawet nas niejednokrotnie zadziwia swoimi wyczynami z w.w.
    A co do podróży z dzieckiem, dziećmi, dla nich to istny raj i kopalnia wiedzy. Nasz najmniejszy na swojej pierwszej eskapadzie był już w brzuszku i przewędrował tak prawie całą Sycylię. Gdy przeszedł na świat, w wieku 2 tygodni odbył swoją pierwszą eskapadę na długości 2 tys. km. i tak mu już zostało we krwi. Tylko zobaczy, że szukam czegoś na mapie to już są setki pytań 🙂
    Za rok ( bo w tym już pewnie się nie uda ) są plany wypadu poznać Rosję, z jednego końca w drugi. Co prawda nie tak ekstremalnie, jak zrobił to Michał Pater, ale coś w tym stylu, bo to są właśnie prawdziwe podróże po świecie. Super hotele, komfortowe warunki podróżowania, itp…to nie ta bajka. Ale jak wspomniałem na samym początku, każdy z nas jest inny i należy to uszanować.
    Wielkie dzięki Łukaszu za artykuł, człowiek uczy się całe życie, a i tak wiadomo jaki umiera 😉

    PS
    Największym moim marzeniem jeśli chodzi o turystykę jest taki tam sobie wypadzik rowerowy dookoła świata…póki człowiek żyje, zawsze jest szansa na jego realizację 🙂 Troszkę już świata zwiedziliśmy, ale dookoła jeszcze nie było okazji…chcieć to móc 🙂

    Pozdrowienia dla wszystkich z pasją. Nie istotne z jak wielką i na jakim polu, ważne aby była.

    Jeszcze jedno maleńkie spostrzeżenie odnośnie oszczędzania i wyprzedawania zbędnych rzeczy…wiele masz w tym racji. Jak kiedyś robiliśmy taki domowy porządek to człowiek za głowę się złapał, ile rzeczy kupował do domu, które leżały i zbierały kurz. Media potrafią zawładnąć człowiekiem, choć sam nie zdaje sobie z tego sprawy – na szczęście to odległe i minione czasy. Jednak ja swojej RB 67 bym nie sprzedał, 10 razy samochód, ale nie RB 67 🙂

  36. Wierzę w przyjazne zrządzenia losu, czym w dniu dzisiejszym było trafienie na Pańskiego bloga !
    Kilkadziesiąt minut, a człowiek dostaje obuchem w głowę. Cudownie wiedzieć, że moje myślenie nie jest wypaczone, że na świecie mnóstwo ludzi sprzeciwia się konsumpcjonizmowi i ślepemu dążeniu do „więcej, drożej” popadając w „coraz bardziej chory, sfrustrowany, itd”

    Dojrzewam do samotnej podróży w nieznane, na razie wybrałam „bezpieczniejszą”, a zatem dużo droższą opcję podróży do Australii na zorganizowany kurs językowy. Wierzę jednak, że to dobry początek 🙂

    Pozdrawiam i czekam na więcej praktycznych wskazówek w podróży !!
    Monika

  37. Dziś przeczytałam Twój poradnik. Przykre jest gdy wszyscy mi wmawiają, że jakaś dziwna jestem, bo nie lubię wydawać pieniędzy – na siebie, na rzeczy (no, poza książkami, mam taką słabość). Ciągle słyszę „kupiłabyś sobie to, tamto, siamto”. A jak nie chcę, to mówię, że mam 3 pary spodni i mi wystarczy, to się dziwią.
    Dobrze wiedzieć, że nie jestem osamotniona, bo wolę wydać te pieniądze na coś, co mnie uszczęśliwi – na podróż.
    Nie miałam do tej pory odwagi na taki krok jak Ty, na podróż „za jeden uśmiech”. Chciałabym rzucić moją okropnie nudną biurową pracę i pojechać z moim równie znudzonym biurową pracą mężem w świat. To jedyne co kochamy – szlaki, drogowskazy, tropy, historię zapisaną w piaskach świata.
    Ale… zawsze jest jakieś „ale”. Nasze wyprawy mogą trwać maksymalnie 2-3 tygodnie i to głównie Europa – samolotem, bo przecież praca… niestety.
    Natomiast zastanawia mnie kilka rzeczy, a właściwie są to obawy dotyczące Twojego poradnika.
    Co ze zdrowiem? Na wypadek złamania nogi, zwichnięcia itp. Jak się zabezpieczyłeś na taką ewentualność?
    Ze sprzedaży kilku rzeczy nie da się przetrwać całe życie, trzeba chyba skądś mieć stały dochód. Jak to było u Ciebie?
    No i jeszcze jedno… podróżować można całe życie, ale na starość warto mieć swoje miejsce i stały przypływ gotówki. Jak się jeździ po świecie, to ciężko mieć stałe źródło dochodu, w końcu żaden szanujący się pracodawca nie da łącznie kilku miesięcy urlopu pracownikowi, bo na co mu to, więc kwestia pieniędzy na emeryturę też jest mało prawdopodobna. Znasz jakiś złoty środek na problem spokojnej starości? 😉
    Te 3 rzeczy powstrzymują mnie przed rzuceniem wszystkiego i zdobywania świata na własną rękę.
    Masz jakąś złotą myśl? 😉 Jak sobie z tym radzisz?
    Dzięki za inspirację i pozdrawiam serdecznie 🙂

    1. Agata, jesteśmy z mężem w drodze od 13 miesięcy. Wcześniej przez 2 miesiące twardo oszczędzaliśmy, sprzedaliśmy wszystko co się dało, wynajęliśmy mieszkanie. Kupujemy długookresowe ubezpieczenia (Planeta Młodych i April mają takie w swojej ofercie). Miesięcznie wydajemy średnio 3000 – 4000 zł na dwie osoby, oczywiście wszystko zależy od kraju. Jedziemy powoli, bardzo powoli. O emeryturze na razie nie myślimy, kto wie co się porobi na świecie. Czy pracując teraz i przez następne 30 lat zapewnię sobie godną starość? Nie mam tej pewności, a to co zobaczę i przeżyję, to moje. Podróż otwiera wiele możliwości, a coraz częściej mam wrażenie, że ograniczenia siedzą w naszych głowach – nie jest to wyświechtany frazes, ale rzeczywistość. W Polsce wszyscy się dziwią, że „beztrosko wszystko rzuciliśmy”, a przecież nie ma w tym nawet szczypty prawdy.

      Jeszcze w temacie długiego urlopu – chyba nie zawsze tak musi być z pracodawcą. Pracując na etacie raz wyjechałam na 3-miesięczny wyjazd (urlop płatny + bezpłatny), kolejny raz na blisko 6 tygodni. Urlop dostałam zarówno ja jak i mój mąż, a pracowaliśmy w zupełnie różnych branżach. W Hiszpanii na przykład popularnym zabiegiem jest tzw. „excedencia” czyli coś na kształt naszej uniwersyteckiej dziekanki – dostajesz roczny bezpłatny urlop. W Polsce ciągle o coś takiego trudno, ale często można wynegocjować dłuższy urlop. Zajrzyj do nas na bloga, mam nadzieję, że przekonam Cię, że można 🙂 Pozdrowienia!

  38. Ech, kobiety…
    Zdrowie, ubezpieczenie, stałe źródło dochodu, emerytura, …
    Równie dobrze możesz zapytać autora bloga, czy podczas swojej podróży miał do dyspozycji czterech niewolników i lektykę 😉

    1. Taaa… bardzo dojrzały komentarz. Zresztą czego tu wymagać po mężczyźnie 😉 Nie warto przejmować się życiowymi sprawami. Pozdrawiam i dużo słońca życzę 🙂

  39. cześć.mam 32 lata Zamierzam wybrać się w taką podróż w stronę zachodniej europy i dalej jeszcze nie wiem. .Mam zamiar nie wracać jak najdłużej. Mam jedynie 24tys zł. Będę podróżował z dziewczyną. Czy angielski nie doskonały tylko komunikatywny jest wielką przeszkodą. Jeździłem po europie i jak pytałem o drogę to się dogadałem. Jak jest np. w azji lub indziej? Mam też problem z kręgosłupem z odcinkiem lędźwiowym, także wycieczka z walizką nie z plecakiem wchodzi w grę w dalszą podróż? Jesteśmy zdeterminowani bo mamy dość tego systemu i wyzysku w Polsce. Biorę aparat i w drogę. Nawet założyłem swojego bloga tydzień temu który ma mi pomóc w tym wszystkim. https://miejskiadzungla.wordpress.com/blog/home/ . Pozdrawiam

  40. Złożyłam wypowiedzenie z pracy. Może pojadę w dłuższą podróż do Azji. Jestem weganką więc jedzenie dla mnie w Azji będzie tanie 🙂

  41. Witaj Łukasz, to co napisałeś jest naprawdę interesujące. Ja absolutnie nie poradziła bym sobie na samym motocyklu czyli nie mając nic „nad głową”. Raz byliśmy z znajomymi w podróży mobilnym camperem na samochodzie (takim jak ten https://azar4.com/pl/) i ledwie dałam radę, mimo, że komfort o wiele większy.
    Druga ciekawa kwestia na którą chciałam zwrócić uwagę, o której też napisałeś: czyli zaufanie do ludzi. Kiedyś miałam w Czechach przykrą niespodziankę z tym związaną, ponieważ nasi sąsiedzi na polu namiotowym (tez Polacy), okradli nas w chwili krótkiej nieobecności. Dlatego osobiście po tamtym doświadczeniu wolę być ostrożna i nie ufać ludziom których nie znam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *